Sukces i porażka – dwie zasady przetrwania, czyli o tym jak z nimi żyć

Autor: Izabela Barton Smoczyńska
13 marca 2021
fot. Pexels

Pojęcie sukcesu oznacza akceptację istnienia porażki – zwycięzca jest tylko jeden. Pozostali dostali informację: jesteś gorszy, słabszy, mniej inteligentny czy atrakcyjny. Tak funkcjonujemy w szkołach, korporacjach czy aplikacjach. Mamy rankingi oparte o oceny, popularność czy uzyskane wyniki. W tych warunkach powstaje nasz obraz siebie.

„Ludzie, którzy za wszelką cenę chcą dopłynąć do portu i to na pierwszej pozycji, bardzo cierpią z powodu niepowodzeń, a gdy coś pójdzie nie tak myślą, że to oni są porażką. Natomiast osoby, dla których najistotniejsze jest żeglowanie, oddzielają porażki od siebie i szukają sposobów pokonania trudności” – Paweł Fortuna.

Psychologia sukcesu i porażki

Współcześnie pojęcie sukcesu i porażki stało się nie tyle zdarzeniem, którego doświadczamy, ale cechą, która wpisana jest w naszą tożsamość. „Jestem osobą, która odnosi sukcesy” – myślimy o sobie, gdy odbieramy gratulacje z powodu awansu. „Jestem osobą, która ma porażki” – komentuję w swojej głowie, gdy po dniu nieudanych rozmów rekrutacyjnych wracam, jak zawsze w takich chwilach, w gigantycznym korku do domu.

Sukces wywołuje pozytywne emocje i sprawia, że zaczynamy myśleć o sobie jako o podmiocie sprawczym i wartościowym, pożądanym społecznie. Zdarzenie jako takie staje się podstawą wnioskowania na nasz własny temat. Sytuacja zaczyna ewoluować w nas jako informacja o naszej np. inteligencji czy profesjonalizmie. „Jestem taki wspaniały” – zaczynam myśleć.

Pojedyncza porażka czy jej szereg – nieudany związek, niska ocena na egzaminie czy brak awansu – wywołuje z kolei negatywne emocje. Skądinąd słusznie, bo tylko dzięki nim może stać się rozwojową i cenną lekcją. To one uwierają nas i popychają do analizy siebie. Błąd nakazuje przemyśleć to, co zrobiłem. Niestety z konsumpcją porażki, czyli wyciąganiem z niej wniosków, nie radzimy sobie dobrze.

grupa ludzi siedzących przy stole z rękami uniesionymi w geście zwycięstwa
fot. Getty Images Pro/ g-stockstudio

Jak dostrzec, że porażka to właściwie szansa?

Negatywne emocje – złość, smutek, żal, gorycz, zazdrość – wskazują, że „nie jestem taki, jaki chciałbym być”, czy taki „jaki powinienem być”. Pobudzają nas, nie pozwalają przejść nad tym zdarzeniem do porządku dziennego. Taka ich funkcja.

Część z nas zaczyna pod ich wpływem szukać przyczyny porażki i analizuje możliwości innej reakcji na przyszłość. To umysł szukający, stający się, które chce się uczyć – jest nastawiony na rozwój, jakby napisała profesor psychologii Carol Dweck. Taki człowiek nie spostrzega porażki jako zagrożenia, raczej jako szansę na uczenie się. Wtedy emocje negatywne, choć oznaczają dyskomfort, są zielonym światłem dla rozwoju – „choć ich nie chcę doświadczać, umiem z nich korzystać”. Jednak nie wszyscy są nastawieni na rozwój.

Kto z nas jest zakładnikiem porażki?

Część z nas, nawet dość spora, zaczyna reagować intensyfikacją negatywnych emocji – silnym lękiem i zniechęceniem. Emocje związane z porażką są dowodem na utratę wartości siebie. Tak funkcjonujący człowiek wymaga od siebie, aby być najlepszym, a świat postrzega jako dość czarno-biały obraz. Po prostu jestem bardzo dobry, a porażka sprawi, że przestaję być w ogóle, bo JESTEM tylko wówczas, gdy jestem najlepszy. Nie umiem się uczyć, bo muszę od razu umieć. Porażka – mocno uogólniona – zaczyna brzmieć w ich uszach jak druzgocząca opinia na swój własny temat – „nigdy się nie nauczę”, „już nie zaufam żadnemu mężczyźnie”, „nie warto mieć przyjaciół i tak cię opuszczą”. Takie podejście sprawia, że stajemy się zakładnikami porażki. Tkwimy w miejscu cierpiąc i oskarżając siebie lub innych.

Pomyśl: w jaki sposób uczysz się? Czego wymagasz od siebie? Jak reagujesz na porażki? Jak na swoje sukcesy? Z których wynosisz najwięcej refleksji? Co Ci pomaga, a co przeszkadza w takich momentach?

Porażka jest nieodłączną cechą życia. Każdy z nas popełnia błędy, podejmuje niewłaściwe decyzje i dokonuje nieadekwatnych wyborów. Porażka boli, wywołuje negatywne emocje i potrafi zachęcić nas do daleko idących negatywnych uogólnień, ale porażka uczy. Uczy o wiele bardziej niż sukces.

skulona postać na tle ściany z cieniem ukazującym zwycięstwo
fot. Getty Images Pro/ francescoch

Co możemy zrobić, aby uczyć się na porażkach?

Zasada pierwsza. Porażka to tylko informacja o pozycji (lokalizacji) mówi o tym, gdzie jesteś na swojej drodze stawiania się sobą.

Porażka nie jest niczyją winą – analiza porażki, aby była użyteczna, nie może sprowadzać się do analizy czynników czy definiowania czyjeś winy. Błędy i porażki w niewielkim stopniu są zawinione, najczęściej bowiem są wypadkową wielu zmiennych – tych, na które mamy wpływ i tych, które są zupełnie spoza naszej sfery działania i oddziaływania. Skupienie się na analizie winy zmusza nas do przybrania roli oskarżyciela, podczas gdy zdecydowanie cenniejszą rolą w procesie rozwoju jest rola mentora. Porażka jest wartością w naszym życiu, bo komunikuje stan rzeczy – opisuje stan naszej wiedzy i umiejętności oraz to, czego nam brakuje, czego jeszcze nie osiągnęliśmy, co musimy udoskonalić albo zmienić. Najprościej sprowadzić komunikat porażki do angielskich słów „not yet”. Po prostu jeszcze nie spotkałaś właściwej osoby, czy nie umiesz jeszcze wszystkiego, co wymagane jest na stanowisku prezesa. Dzięki porażce wiesz już, co potrafisz, a co jest wyzwaniem.

Pomyśl: co sytuacja porażki mówi o Tobie jako o osobie? Czy to, jak w takiej sytuacji o sobie myślisz, pomaga Ci? Jeśli nie, zastanów się: jaka sytuacja sprawiła, że myślisz o sobie negatywnie? Co wolałabyś myśleć zamiast tego?

Zasada druga. Porównuj siebie do siebie samego a nie do innych, bo każdy z nas idzie swoją własną drogą.

Uczymy się reagować złością lub niechęcią na porażkę. Komunikat, o tym że przegrywamy, mamy słabszą ocenę czy mniejszy budżet, odbieramy jako społeczny komunikat o słabości. W szkole musieliśmy osiągać konkretne wyniki (czego symbolem jest uzyskana ocena), nikt przecież nie doceniał nas za pracę włożoną w ich osiągnięcie. Tak wiec i dzisiaj nie analizujemy swoich wyników na linii ciągłej, nie spostrzegamy przyrostu wprawy – widzimy tylko jeden suchy wynik i naszą pozycję w rankingu: handlowca, menedżera, atrakcyjnej kobiety czy autora zdjęcia na FB. Słabszy wynik jest informacją o tym, że inni są lepsi. A przecież mamy być najlepsi!

uśmiechnięty mężczyzna przed laptopem w kawiarni
fot. Getty Images Pro/ Jelena Danilovic

Carol Dweck – autorka „Nowej psychologii sukcesu” (Wydawnictwo Muza, 2013) – uważa, że nastawienie na wynik zmusza nas do ciągłego porównywania się z innymi, a same sukcesy sprowadza do miejsca w rankingu. Ono także powoduje, że przyczyn sukcesów i porażek poszukujemy we własnych wrodzonych cechach („jestem beznadziejna, bo nie wygrałam” lub „jestem genialna, bo wybrali mnie na menedżera”). Jeśli jednak stale śledzimy wyniki dzieci czy pracowników, czyli siłą rzeczy porównujemy ich w rankingach, to tylko uczymy się rywalizacji, utrwalamy obraz świata jako areny, na której wygrać może tylko jeden – najlepszy. Innymi słowy przy tej okazji uczymy obawy przed porażką. To ślepa uliczka! Porażka uczy najwięcej.

Samodoskonalenie każdego dnia

Znacznie skuteczniejsze jest zupełnie inne podejście – nastawienie na ciągły rozwój, na stawianie się lepszym każdego dnia. Musimy wówczas założyć, że podlegamy nieustannej zmianie, a celem jest stałe doskonalenie się (a nie bycie najlepszym). Nasz umysł, podobnie jak ciało, może być poddawany stałemu treningowi i pracy. Wówczas sukces czy porażka to kolejne wyzwanie, informacja o tym, co już osiągnęłam, a co jeszcze przede mną. Informacja o wyniku swoim, nawet negatywnym, umieszcza mnie nie w rankingu, ale na linii swojego rozwoju. Obserwuję przyrost swojej wiedzy, mądrości, atrakcyjności czy zdolności. Tylko ja wiem, ile mnie kosztowało wyjście na siłownię i zrzucenie kilograma, wyjście na randkę albo napisanie doktoratu. Obserwuję siebie w swoim rozwoju i wiem dokąd zmierzam. To, co zyskuję pod postacią sukcesu czy porażki, to informacja podobna do aplikacji GPS, która mówi mi, jak daleko od celu jestem. Tylko tyle. I aż tyle! Osoba z takim nastawieniem nie traktuje swoich cech jako danych raz na zawsze, ale dających się samodzielnie kształtować.

młoda kobieta siedząca na dachu budynku
fot. Getty Images Pro/ vladans

Własna psychologia sukcesu, czyli zmierzania w obranym kierunku

Nastawienie na wzrost jest zwycięską strategią, bo pozwala ryzykować, doświadczać błędów bez szukania winnego. Pozwala lubić siebie i szanować tych, z którymi podążamy na swojej drodze do sukcesu. Informacje zwrotne płynące od innej osoby są źródłem wartościowej i rozwojowej wiedzy dla mnie. Doceniam więc swoich partnerów, ale też wymagam od nich czegoś więcej niż zwykłej adoracji. Co ciekawe partner osoby nastawionej na rozwój nie musi jej wielbić i stale adorować, może a nawet powinien dostrzegać jej słabości, aby wspierać ją w pracy nad nimi. Wtedy jest partnerem.

Pomyśl: czego oczekujesz od innych – jakiej informacji na temat siebie? O co pytasz innych? Czym się dzielisz – jaką informacją zwrotną. Jak myślisz o sobie – czy swoją przyszłość widzisz jako wygraną w wyborach na burmistrza czy jako podróż, w której uczysz się siebie i poznajesz świat dzięki nowym doświadczeniom? Z jakimi emocjami witasz porażki? A z jakimi je żegnasz?

Wewnętrzne poczucie wartości

Poczucie własnej wartości zakłada zdolność do uczenia się na własnych błędach. Jestem wartościowy i mam prawo do popełniania błędów. Zanim więc następnym razem zaczniesz osądzać siebie jako winnego porażce lub szukać winnych swojej porażki, spróbuj powiedzieć sobie:

  • Nie zawsze musisz wygrywać.
  • Nie zawsze musisz być na najwyższych obrotach.
  • Nie musisz znać się na wszystkim.
  • Nie wstyd popełnić błąd – wstydem jest nie wyciągać z niego wniosku.
  • Wszystko jest zmienne, ten moment to chwila – możesz się zdystansować.
  • Każda emocja ma swój koniec, także ta trudna.
  • Żyj chwilą w każdej chwili.
  • Wszystko ma swój sens – ten, który mu nadasz.

O autorze

Izabela Barton Smoczyńska

Z wykształcenia psycholog - specjalizacja psychologia osobowości człowieka dorosłego (Uniwersytet Jagielloński, 1994). Od 2000 roku zajmuje się psychologią stresu – poszukiwanie strategii radzenia sobie ze stresem, konsekwencje stresu traumatycznego. Psychotraumatolog (Certyfikat z zakresu psychotraumatologii ESTSS General Certificate in Psychotraumatology). Ma dwudziestokilkuletnie doświadczenie w prowadzeniu interwencji kryzysowych dla osób indywidualnych, par i rodzin a także w organizacjach i zespołach pracowniczych w różnych sytuacjach konfliktowych, traumatycznych lub związanych ze zmianami zewnętrznymi i strukturalnymi. Doświadczony trener biznesu, autor kilkudziesięciu programów z zakresu zarządzania zmianą, komunikacji, motywowania czy doskonalenia tzw. umiejętności miękkich. Coach ICC (International Coach Community). Wykładowca w Uniwersytet SWPS w Warszawie, autor programów edukacyjnych dla Uczelni Warszawskiej im. Marii Skłodowskiej Curie. Twórca Szkoły Trenerów Brian Tracy International, współtwórca Szkoły Sprzedaży i Zarządzania Sprzedażą Brian Tracy International, autor programów rozwojowych dla korporacji. Prelegent konferencji Kadry, Członek Komitetu naukowego konferencji Przegrane Narodziny. Członek Założyciel Interdyscyplinarnego Stowarzyszenia Rozwoju Metod Pracy ze Stresem GROWTH, członek Europejskiego Towarzystwa Badań nad Stresem Traumatycznym (ESTSS), Członek Polskiego Towarzystwa Badań nad Stresem. Autor książki „O dziecku, które odwróciło się na pięcie” wydanie I (2007) i II (2015) rozszerzone; współautor książki „Przegrane narodziny”(2010)(z prof. Ewa Dmoch – Gajzlerską) oraz książki „Moja Droga do Sukcesu”(2011) (Z Robertem Korzeniowskim). Autor podręcznika dla lekarzy ginekologów-położników wydanego przez Wydawnictwo Medycyna Praktyczna. Autor felietonów do miesięcznika „Kino” oraz autor wielu artykułów z zakresu psychologii zdrowia.
zobacz więcej

Najnowsze artykuły

Monte Carlo - splendor, szampan i Formuła 1

Monte Carlo to najdroższa i najbardziej ekskluzywna dzielnica księstwa Monako. Na każdym kroku można otrzeć się o luksus.

zobacz więcej
Cesarski zabieg Kobido. Japoński masaż twarzy w SPA to podróż do piękna

Co wyróżnia Japonki? Na pewno ich piękna skóra, która kojarzy się z najwyższej jakości porcelaną. Zawdzięczają to między innymi kobido.

zobacz więcej
Kąpiele leśne i leśne SPA w japońskim stylu

Shinrin-yoku w języku japońskim to „kąpiel leśna” - w znaczeniu symbolicznym i dosłownym.

zobacz więcej
zobacz więcej

Miejsca SPA&MORE wszystkie miejsca