Max Factor, Helena Rubinstein, Antoine – brzmi znajomo? Powinno! Oto największe polskie nazwiska w historii branży beauty

Autor: Anna Sierant
15 września 2022
fot. Maksymilian Faktorowicz/Materiały prasowe

Wydawać by się mogło, że historia branży beauty tworzona była wyłącznie przez Francuzów czy Amerykanów, ewentualnie Niemców i Anglików. Jednak Polacy również mają w niej swój niemały udział. Choć ich nazwiska i pseudonimy czasem wcale na to nie wskazują…

Ich dzieje mogłyby z powodzeniem stanowić kanwę niejednego hollywoodzkiego scenariusza. Ba! Oni w swoim jak najbardziej realnym życiu, dzięki wielkiej pracowitości i talentowi trafili do Los Angeles – świata pięknych i bogatych. Choć w przypadku każdego z nich początki nie były łatwe.

Max Factor – mężczyzna, który wymyślił make-up

Max Factor – firma rozpoznawalna dzisiaj na całym świecie i jedna z kosmetycznych potęg została założona przez Maksymiliana Faktorowicza – urodzonego w 1872 roku w wielodzietnej rodzinie żydowskiej w Zduńskiej Woli. Z czasem jego rodzina przeniosła się do Łodzi, gdzie ojciec Maksymiliana – Abram Josk pracował jako robotnik w fabryce włókienniczej. W rodzinie z dziesięcioma pociechami się nie przelewało, więc już jako siedmioletnie dziecko Max zaczął dokładać się do rodzinnego budżetu i pełnił funkcję pomocnika w aptece. Terminował również u perukarza, gdzie zaczął odkrywać swoje zdolności związane z układaniem fryzur, robieniem makijażu. Co więcej, już jako nastolatek dostał pracę w berlińskim salonie fryzjerskim Antona. Jako że rodzinie nadal nie powodziło się dobrze pod względem finansowym, w wieku 14 lat przeprowadził się z rodzicami i rodzeństwem do Moskwy.

Rosyjski sen?

Był to kolejny ważny krok w karierze przyszłego Maxa Factora. Najpierw jednak musiał odbyć obowiązkową służbę wojskową, a po niej – w 1895 roku otworzył swój pierwszy sklep perukarsko-drogeryjny, w którym sprzedawał wyłącznie zrobione przez siebie produkty: nie tylko peruki (w tym i tupeciki), ale i kremy, perfumy, róże do policzków. Jego pracownię odwiedzali aktorzy moskiewskiego Teatru Wielkiego, którzy dostrzegli talent młodego Polaka. Pocztą pantoflową rozniosła się wśród artystów wieść o jego zdolnościach. Doszła ona na same szczyty władzy. Faktorowicz został makijażystą… cara Mikołaja II.

W lutym 1904 roku 32-letni mężczyzna nie czuł się już bezpiecznie w mieście, w którym odbywały się pogromy Żydów i które ograniczało jego wolność tworzenia przez uwiązanie do carskiego dworu. Potajemnie, dzięki pomocy wtajemniczonej osoby z otoczenia cara, wyemigrował więc z żoną i trójką dzieci do Stanów Zjednoczonych. Od tego momentu, ponoć na skutek pomyłki amerykańskiego urzędnika, stał się Maxem Factorem.

Self-made man

W USA dawny Faktorowicz najpierw trafił do Saint Louis, gdzie mieszkał już jego wujek i tam również otworzył zakład fryzjerski. Najwyraźniej stwierdził jednak, że wiele tam nie zdziała, więc zdecydował się na kolejny wielki krok – przeniósł swoją działalność do Los Angeles. I tak powstał Max Factor’s Antispetic Hair Store. Toupees made-to-order. High grade work. Firma nadal pozostawała jednak przy perukach i usługach fryzjerskich. Do czasu, gdy w 1909 roku światło dzienne ujrzała pierwsza seria kosmetyków Maxa Factora, w której znalazły się cienie do oczu, pomadka, puder i róż do policzków.

 

największe polskie nazwiska w historii branży beauty
fot. Maksymilian Faktorowicz/Materiały prasowe

Kosmetyczna rewolucja

W 1914 roku Faktorowicz dokonał w swojej pracowni epokowego odkrycia dla całej branży beauty. Wynalazł kryjący i lekki płyn, który można zmywać z twarzy i na początku sprzedawał go w 12 odcieniach. Dzięki temu sam siebie wprowadził na amerykańskie salony, a kobietom (i nie tylko) podarował całkiem nowy kosmetyk – fluid. To również Max Factor po raz pierwszy użył sformułowania make-up. Mężczyzna cały czas się rozwijał, opracował m. in. podkład „Color Harmony” mający świetnie dopasowywać się do skóry aktorek, wtapiać się w nią.

Polski laureat Oscara

Kariera Factora rozwinęła się do tak wielkich rozmiarów, że w 1929 roku przyznano mu Oscara za charakteryzację (choć sama kategoria powstanie dopiero później). Makijażystę wyróżniono za makijaż korekcyjny Panchromatic Make-up, który sprawiał, że skóra na ekranie nie wyglądała zbyt ciemno. W 1935 roku z kolei przedstawił światu najlepiej sprzedający się później kosmetyk w historii – Pancake Make-up – podkład korekcyjny rozprowadzany gąbką. Firma Max Factor stała się gigantem już za życia jej założyciela, który zatrudniał około 250 osób, a sam malował największe gwiazdy kina: Marlenę Dietrich, Rudolfa Valentino, Polę Negri, Charliego Chaplina, Johna Weyne’a, Bette Davis i wiele, wiele innych.

Max Factor zmarł niespodziewanie i z nieznanych przyczyn w 1938 roku, kierowanie firmą przejął jego syn Frances, który przyjął imię Max i stał się Maxem Factorem II. W 1972 roku marka z rąk rodziny trafiła do firmy Coty.

 

największe polskie nazwiska w historii branży beauty
fot. Helena Rubinstein/Materiały prasowe

Helena Rubinstein – jedna z najbogatszych kobiet na świecie

Helena Rubinstein, podobnie jak Maksymilian Faktorowicz, pochodziła z żydowskiej rodziny. Urodziła się w Krakowie w Wigilię roku najprawdopodobniej 1870 (daty te cały czas w ciągu życia podawała inne i wcale nie zawsze się odmładzała) nie jako Helena, a Chaja. Jej ojciec prowadził, najczęściej nieudane, interesy, a matka wychowywała Chaję i jej siedem sióstr.

Krnąbrna, nieposłuszna i zaradna

Ojciec Heleny – Horacy był bardzo pobożnym człowiekiem, wolał studiować księgi niż prowadzić swój sklep na krakowskim Kazimierzu. Był też bardzo wymagający wobec córek, chciał, aby w przyszłości zostały przykładnymi żonami i matkami. Helena miała jednak inne plany. Owszem, chciała wyjść za mąż, ale za goja, co wywołało w domu niemałą awanturę. Ojciec znalazł dla niej innego kandydata na towarzysza życia – podstarzałego wdowca. Helena-Chaja za nic nie chciała się zgodzić na to małżeństwo i w końcu, jako że nie doszła z rodziną do porozumienia, wyprowadziła się do swojej ciotki. Później znów się przeprowadziła, ale znacznie dalej – do kolejnej cioci, mieszkającej w Wiedniu. Zaczęła pracować w sklepie wujka, zdolności sprzedażowe miała niemałe, a oszczędności skrzętnie odkładała. I znów pojawiła się możliwość dalszego rozwoju i wyjazdu do krewnych matki, tym razem w Australii. Odłożonych pieniędzy jednak Helenie na podróż nie wystarczyło, tym razem wsparła ją rodzinna i kobieca solidarność – swoje dołożyło wujostwo, swoje przesłała matka (razem z kremami na daleką wyprawę, to ona też wprowadzała małą Chaję w makijażowe zawiłości) i Helena ruszyła na podbój świata.

Helena na Antypodach

Świat jednak znów nie okazał się jej przychylny. Zamiast do wielkiego miasta Rubinstein ponownie trafiła do sklepu. Tym razem prowadzonego przez bardzo oszczędnego brata matki. Helena chciała sprzedawać u niego nadal przesyłane jej przez matkę kremy, jednak ten nie pozwoliłby jej na nich zarobić. W międzyczasie poprosiła jednak węgierskiego chemika dr. Jakuba Lykuskiego, który wytwarzał te cudownie działające mikstury, o recepturę na nie. Ten się zgodził i trafiła ona do rąk Rubinstein. Która z kolei zdecydowała się na kolejną zmianę w życiu – podjęcie pracy u aptekarza w sąsiedniej miejscowości. Nie dość, że mogła tam sprzedawać kremy, to wprowadził on ją w tajniki aptekarskiego fachu. Nauczył, jak mieszać składniki, by otrzymać konkretny kosmetyk. A że wiele kobiet pytało ją, jakie jest sekret jej gładkiej, jasnej cery, Rubinstein postanowiła już dłużej nie czekać.

Narodziny gwiazdy

No dobrze, ale chęci swoje, a rzeczywistość swoje. Helena próbowała wykonać krem według otrzymanej receptury – mieszała składniki i nic jej nie wychodziło. W końcu, po wielu próbach, doszła do wniosku, że brakuje jej lanoliny. I rzeczywiście – z nią w składzie kremy były gotowe do użytku. Trzeba je było jednak gdzieś sprzedać. Rubinstein lata wcześniej płynęła do Australii na najbardziej luksusowym pokładzie na statku, gdzie zdołała poznać wiele wpływowych pań. Po czasie spróbowała się z nimi skontaktować i ponownie kobiety jej pomogły – wkręciły ją do towarzystwa.

W którym jednak mierząca 147 cm wzrostu filigranowa Polka nie była traktowana na równych zasadach. Coś tam sobie o swoich marzeniach mówiła, ale nikt nie sądził, że to na poważnie. Ona jednak konsekwentnie szła wyznaczoną przez siebie ścieżką: pracowała jako guwernantka, zatrudniła się w kawiarni, gdzie nawiązywała nowe znajomości. A ci nowi znajomi zaczęli pomagać: projektowali opakowania na kremy, ktoś załatwił nawet sprzęt do produkcji kremów. I tak powstał krem Valaze. Pierwsze założenie Heleny brzmiało: nie będzie go sprzedawać tanio, bo klientki pomyślą, że nie działa.

Polska mafia

Interes rozwijał się błyskawicznie. Rubinstein sprzedawała słoiczki kremu osobiście – nawiązywała relacje i z klientkami, i z farmaceutami. W końcu stać ją było na wynajęcie trzypokojowego mieszkania, na którym zawisła tabliczka „Helena Rubinstein&Co”.

Rubinstein uwielbiała pracować, uważała, że praca jest w życiu najważniejsza i dziwiła się osobom chcącym wcześniej przejść na emeryturę. Jak by mieli co na niej robić. Ona za to otwierała kolejne salony piękności, zaczęto o niej pisać w gazetach. Po jednym z artykułów dostała 15 tysięcy zamówień i nie dała sobie rady z nimi poradzić. Na pomoc przybył jej sam dr Lykuski.

Rubinstein założyła też rodzinę – wyszła za Edwarda Titusa, urodziły się im dwie córki. Po pierwszej wojnie światowej już niemal jako potentatka ruszyła na podbój Nowego Jorku. Tam czekało ją ostre starcie z konkurencją, a konkretnie z Elizabeth Arden, która nazwała biznes Rubinstein „polską mafią”, gdyż zatrudniała ona w swojej firmie siostry i kuzynostwo. Konkurencja przybrała tak wielkie rozmiary, że w końcu mąż Rubinstein, który sam kiedyś nazywał ją Madame, przeszedł nie tylko do firmy Arden, ale i do jej życia – został jej mężem. Co na to Helena? Po dwóch latach, gdy miała 66 lat, wyszła za mąż za młodszego od niej o 15 lat gruzińskiego księcia. Interesy również szły jej dobrze – do 1950 roku otworzyła 154 fabryki. To ona wynalazła zalotkę, wodoodporny tusz do rzęs, dokonała podziału typów urody, już dawno temu produkowała kremy z filtrem przeciwsłonecznym.

Uwielbiała luksus, w swoim ogromnym 24-pokojowym i pełnym przepychu apartamencie gościła Pablo Piccaso (podobno lubił ją malować), Jeana Cocteau, który z kolei nazywał ją Cesarzową Piękna, a także Salvadora Dali, który projektował opakowania jej puderniczek.

Rubinstein słynęła ze swojego skąpstwa. Choć z jednej strony otaczała się luksusem, z drugiej spała w tanich koszulach nocnych, zamiast wytrawnych potraw jadła kanapki. Jej współpracownicy podobno żartowali, że pod koniec życia przysypiała na spotkaniach, ale budziła się, gdy ktoś wspomniał o dolarach. O sile charakteru Heleny świadczy jej reakcja na włamanie do jej „pałacu”, gdy miała już 92 lata. Rabusie związali służącego i chcieli obrabować sejf Madame. Nic z tego – ukryła klucz do niego w staniku i nie oddała go, mimo że złodzieje zastali ją już w łóżku. Zaczęła tak głośno krzyczeć, aż w końcu uciekli. Wcześniej poinformowała ich, że mogą ją zabić, ale nie okraść.

Helena Rubinstein zmarła w wieku 95 lat nie w innym miejscu niż przy biurku w pracy. Jej majątek w chwili śmierci wart był 100 milionów dolarów. Marka istnieje do dzisiaj, choć wchodzi obecnie w skład koncernu L’Oréal.

największe polskie nazwiska w historii branży beauty
fot. Antoni Cierplikowski/Materiały prasowe

Antoine z Sieradza

Gdy wpisze się jego nazwisko w Google, jedną z podpowiedzi jest: „Antoni Cierplikowski, co wynalazł?”. Nie wynalazł nic, ale trop jest dobry – był człowiekiem zdecydowanie nietuzinkowym. Urodził się, podobnie jak Helena Rubinstein, 24 grudnia, tyle że 1884 roku w Sieradzu. Tak jak wcześniej opisani bohaterowie, tak i Cierplikowski pochodził z rodziny niezamożnej i wielodzietnej – miał czworo rodzeństwa. Mały Antek nawiązał szczególnie silną więź z matką, ale im bardziej dorastał, tym chętniej spędzał czas z chłopcami. Żeby więc ukrócić mogące zaszkodzić rodzinie plotki, wysłano go do domu wujka i cioci, którzy sami nie mieli dzieci, a w Łodzi prowadzili zakład fryzjerski. Świetnie się tam czuł i sprawdzał, odkładał pieniądze i marzył, by wyruszyć w wielki świat. W końcu się udało i już w wieku 15 lat Cierplikowski wyjechał do Paryża. Miasta, w którym, jak sam wspominał, od razu poczuł się jak w domu, otoczony ludźmi mającymi podobne cele – ciągle się rozwijać, być kreatywnym, tworzyć, a jednocześnie zachować dużą otwartość na drugiego człowieka. Choć w stolicy Francji początkowo czuł się jak w domu, tego domu w sensie dosłownym nie miał – przed wyjazdem podano mu dwa przyjazne adresy, pod którymi nikogo nie zastał. Udało mu się jednak zatrudnić w bardzo prestiżowym miejscu – fryzjerskim atelier Monsieur Decoux, który – i tu znowu podobieństwo, tym razem do Maxa Factora – produkował peruki. Był to czas nie tylko intensywnej pracy, ale i nauki języka. Szansa na rozwój fryzjerskiej kariery pojawiła się w 1903 roku, gdy we Francji świętowano dzień św. Katarzyny, patronki niezamężnych dziewcząt. Jeśli chodzi o dziewczęta – każda chciała mieć z tej okazji piękną fryzurę, więc Cierplikowski, z powodu braków „kadrowych”, odszedł od peruk i wziął się za czesanie. Klientki były bardzo zadowolone, a on zyskiwał większą popularność.

W przyjaźni z manicurzystką

Podczas pracy w Monsieur Decoux Cierplikowski, już nie Antoni, a Antoine, poznał manicurzystkę Marie-Louise-Berthe Astier. Mieli różne charaktery i to ich połączyło. Antoine to wrażliwiec, pogrążony w swoim artystycznym świecie, Marie to twardo stąpająca po ziemi i konkretna kobieta. Przyjaciele przeprowadzili się do Deauville i zatrudnili w słynnym Hotelu Normandy. Tu Cierplikowski poznał wielkie artystki tamtych czasów, m. in. Sarah Bernhradt. Następnie przyszła pora na Londyn, którego Antoine nie polubił, ale który znów pozwolił mu się rozwijać w swoim fachu. W tym czasie Marie-Louise zaszła z nim w ciążę, wzięli również ślub. Niestety, dziecko – syn nazwany po ojcu Antoine – przeżyło tylko miesiąc. Para wróciła więc do Paryża i do pracy.

Na salonach

Cierplikowski zasłynął fryzurą „na chłopczycę”, którą wykonał na głowie aktorki Eve Lavalliere i która była z krótkich włosów bardzo zadowolona, bo czuła się odmłodzona. Wieść o zdolnym Antoine systematycznie roznosiła się po całym Paryżu, aż w końcu w 1911 roku, w wieku 27 lat Cierplikowski otworzył swój własny salon w prestiżowej lokalizacji przy Rue Cambon 5 i zyskał przydomek Antoine de Paris. W jego salonie nie „tylko” układano włosy, ale robiono makijaż, masaż, zabiegi na twarz. Wszystkim zarządzała od strony formalnej Marie-Louise, której rolę w tworzeniu swojego imperium Antoine zawsze mocno podkreślał. A interes kwitnął – Cierplikowski odwiedzał swoje klientki w największych miastach Europy, był pierwszą osobą, która do suszenia włosów wykorzystała suszarkę elektryczną. Po salonie w Paryżu nadszedł czas na otwarcie podobnego w Cannes, wejście na rynek amerykański, a także sprzedaż kosmetyków do włosów w 26 krajach świata. Cierplikowski czesał koronowane głowy – królowe Rumunii, Belgii, Egiptu, Szwecji, a także artystki, m. in. Josephine Baker, z którą się zaprzyjaźnił i którą też obciął na krótko.

Cierplikowski był ekscentrykiem – chodził w kolorowych ubraniach i fryzurach, jego łóżko miało kształt trumny i było zrobione ze szkła. Kochał sztukę, także polskich artystów – Olgi Boznańskiej i Xawerego Dunikowskiego. W jego życiu nigdy nie było innej kobiety niż żona, za to mężczyzn – wielu. Małżeństwo z rozsądku zakrywało tajemnicę poliszynela o jego homoseksualizmie.

największe polskie nazwiska w historii branży beauty
fot. Joan Crawford/Materiały prasowe

Przez USA i Paryż do Polski

Europa to za mało – w końcu Antoine zarejestrował swoją firmę w Stanach Zjednoczonych i podbił Hollywood. Zajmował się fryzurami Grety Garbo, Marleny Dietrich, Joan Crawford, Bette Davis. Cierplikowski uwielbiał wypoczywać na Fire Island – wyspie słynącej z tego, że odwiedza ją wielu gejów i o wiele lesbijek, gdzie już swobodnie wdawał się w romanse z mężczyznami.

Po siedmiu latach – i po II wojnie światowej – Antoine wrócił do zupełnie zmienionego Paryża. Zmieniły się trendy, odeszli przyjaciele, a on nie odnalazł się w nowej rzeczywistości. Zaczął wydawać pieniądze i na siebie, i pomagając przyjaciołom. Marie próbowała go przed tym powstrzymać, ale nieskutecznie. W końcu się rozwiedli.

Pod koniec życia postanowił wrócić do Polski i kupił dom w Sieradzu. Żył w innej – komunistycznej rzeczywistości, w kraju, w którym niewiele osób wiedziało o jego osiągnięciach. Zmarł w 1976 roku, w wieku 91 lat. Został pochowany w rodzinnym mieście,  a jego grób zdobi replika rzeźby Fatum uwielbianego przez niego Dunikowskiego.


Przeczytaj także: Higieniczna rewolucja w branży beauty – co poza antybakteryjnymi lakierami?

O autorze

Anna Sierant

Anna Sierant - dziennikarka i redaktorka, przez trzy lata prowadziła działy Uroda i Psychologia w jednym z największych polskich serwisów internetowych. Współpracowała między innymi z "Wysokimi Obcasami", kwartalnikiem "G'RLS Room", serwisami dwutygodnik.com i entertheroom.com, współtworzyła również magazyn internetowy "Pudrowy Róż". Od kilku lat zajmuje się tematyką zdrowotną, zwłaszcza w kontekście zdrowia kobiet, bo to właśnie o kobietach lubi pisać najbardziej. Zależy jej, by czytelniczki znalazły w tworzonych przez nią artykułach solidną dawkę rzetelnej wiedzy, co jest szczególnie ważne w dobie fake newsów. Książka, koc i herbata to jej ulubiony przepis na wieczór. Czasem jednak wstaje z tej kanapy, by poćwiczyć, bo w końcu "w zdrowym ciele zdrowy duch".
zobacz więcej

Najnowsze artykuły

Monte Carlo - splendor, szampan i Formuła 1

Monte Carlo to najdroższa i najbardziej ekskluzywna dzielnica księstwa Monako. Na każdym kroku można otrzeć się o luksus.

zobacz więcej
Cesarski zabieg Kobido. Japoński masaż twarzy w SPA to podróż do piękna

Co wyróżnia Japonki? Na pewno ich piękna skóra, która kojarzy się z najwyższej jakości porcelaną. Zawdzięczają to między innymi kobido.

zobacz więcej
Kąpiele leśne i leśne SPA w japońskim stylu

Shinrin-yoku w języku japońskim to „kąpiel leśna” - w znaczeniu symbolicznym i dosłownym.

zobacz więcej
zobacz więcej

Miejsca SPA&MORE wszystkie miejsca