Szatan w Szatanie czyli jak nowoczesna kobieta wybiera swój samochód

Autor: Ewelina Urlik-Stafińska
12 stycznia 2020
fot. Matthew Henry/Unsplash

Moje samochody zawsze mają na imię. Obecny ma na imię Szatan, bo gdy nabyłam go niespełna trzy lata temu i przesiadłam się z stupięćdziesięciokonnego diesla na dwustupięćdziesięciokonny podwójnie doładowany silnik benzynowy miałam słuszne przekonanie, że jazda będzie iście szatańska.

Co napęd na tył, to napęd na tył

Zaraz po mocy silnika drugim najistotniejszym parametrem był napęd, który oczywiście musiał być na oś tylną. Marka, którą jeżdżę, której jestem wierna od zarania swych motoryzacyjnych dziejów, i której najprawdopodobniej będę wierna aż do śmierci, ukształtowała swój rynkowy byt i wizerunek właśnie na pojazdach napędzanych na oś tylną. W czasach obecnych, gdzie zdecydowanie zwycięża dbałość o bezpieczeństwo, bo i silniki są coraz mocniejsze, marka stawia już zdecydowanie na pojazdy napędzane na obydwie osie. Niewątpliwie samochód napędzany na oś tylną, w związku z dużym ryzykiem poślizgów nadsterownych, trzeba też umieć prowadzić. Ale każdy prawdziwy fan powie, że co napęd na tył, to napęd na tył.

szatan_w_szatanie
fot. Sam Warren/Unsplash

No i, gdy ja byłam pewna, że żaden napęd na dwie osie w ogóle nie wchodzi w rachubę, to się zaczęło – dziurę w brzuchu wiercił Mąż – że jak to, że przecież bezpieczniej będzie na obydwie osie, a z dzieckiem będę jeździć, a że może nie do końca umiem, a że to przecież dwieście pięćdziesiąt koni, a że będę się ślizgać, a że jak pojedziemy na narty, to w Alpach nie wyjedziemy pod górę. Wiercili też rozmaici inni doradcy – no bo Ewelinka – przecież teraz się jeździ na obie osie, co Ci się zachciało na tył, żartujesz? Wiercił także doradca w salonie – pan Michał – który wyjściowo zrozumieć mnie nie mógł. Już ja słyszę, co oni tam musieli po moim pierwszym wyjściu z salonu z kolegami mówić – Ty, rozumiesz, Radek, baba i na tył sam chce jeździć, przecież nią rzucać będzie, no zwariowała… A moim zdaniem na tył też jest bezpiecznie, jeśli się ma respekt do samochodu i jego mocy.

Z dzieckiem jeżdżę, fakt. Ale akurat umiem, bo jak wspomniałam, od zawsze jeżdżę na tylnym napędzie i od zawsze w swoich samochodach znam moment zrywania przyczepności kół od powierzchni, co pozwala mi panować nad poślizgami – w życiu zdarzyło mi się ich tylko kilka niekontrolowanych i w wyjątkowo kiepskich warunkach. I prawda, ślizgam się specjalnie, i też od zawsze, bo to frajda, ale też dzięki temu umiem to robić wtedy, kiedy nadchodzi ślizg kryzysowy i się tego boję mniej (nie żebym nie bała się wcale, nie chojrakujmy, do aut, ślizgów i prędkości szacunek należy mieć). A w Alpy tym autem nie jeździmy, bo i tak się nie mieścimy z całym dobytkiem i problem rozwiązany. A czy cały świat jeździ na napędzie na obydwie osie, to akurat interesuje mnie mało, bo to nie jest samochód świata, tylko mój. A w moim aucie decyduję ja.

Ale żeby w tych czasach biegami mieszać?

I to był problem kolejny, bo się zaparłam na manualną skrzynię biegów. Jak bowiem nie byłaby wygodna skrzynia automatyczna, zwłaszcza w wielkomiejskich korkach, to nawet testowane przeze mnie wcześniej manetki nie dają takich możliwości decydowania o zmianach przekładni, wtedy, kiedy to ja życzę sobie wykorzystywać potencjał mojego podwójnie doładowanego silnika, jak zwykła, standardowa skrzynia manualna. Mąż dał się szybko przekonać argumentem pekuniarnym, albowiem oczywiście do skrzyni automatycznej trzeba był trochę dopłacić, natomiast pan Michał w salonie znowu bolał nade mną bardzo, już mi go nawet trochę było żal. Jeden z moich kolegów natomiast, który usilnie mnie przekonywał do tej pory mi tego wybaczyć nie może i wypomina przy każdej okazji.

Auto ma być szyte na moją miarę. Tak jak moje sukienki, buty, torebki i biżuteria...

Przynajmniej na zawieszenie nikt mi nie smarkał

Zawsze to coś, choć po prawdzie, nie byłoby na co, bo wybrałam sportowe adaptacyjne zawieszenie, które można przełączać pomiędzy trybem „eco drive”, trybem „comfort” i trybem „sport”. Na trybie „eco drive” jechałam raz, żeby sprawdzić, jak się jedzie, i więcej go nie włączyłam. Jest to bowiem tryb, na którym samochód z samochodu o zacięciu sportowym staje się pojazdem o zacięciu muchy w smole. Natomiast tryb „sport” oczywiście jest trybem fenomenalnym, obniża bowiem zawieszenie, utwardza je, „przyklejając” samochód do drogi, czym podnosi jego, i tak świetne, właściwości jezdne. Ma oczywiście minus – bo czuć na nim wszystkie nierówności nawierzchni, zwłaszcza jak się siedzi z tyłu, więc na dłuższą rodzinną jazdę się nie nadaje. Ale jazda samemu po zakrętach – bajka… Na inne udogodnienia Szatana takie jak skórzane fotele, podgrzewane siedzenia (choć potem wykryłam, że mogłyby być jeszcze i wentylowane na lato), dwusferyczna klimatyzacja, szyba z czujnikiem deszczu, dodatkowe schowki, reflektory ledowe, spryskiwacze tych reflektorów, bezdotykowe automatyczne otwieranie dwupoziomowego bagażnika też na szczęście nikt nie smarkał. Ja zresztą już sama się tak do tego wszystkiego dobrego przyzwyczaiłam, że nawet nie wiem, czy to już standard w obecnym świecie czy nie.

Czerwony jeździ szybciej

I do koloru też się nikt nie wtrącał, a on od początku był oczywisty – ogniście czerwony. Pan Michał, który oswoił się z tym, że i tak mnie nie odwiedzie od moich pomysłów, finalnie przyznał, że auto rzeczywiście ma charakter. A mnie wcale nie o to chodziło, podstawowym założeniem było, że ma być szyte na moją miarę. Tak jak moje sukienki, buty, torebki i biżuteria – bo tak teraz wybiera nowoczesna kobieta. I jest – dla mnie idealne, po trzech latach użytkowania nie zmieniłabym w nim nic. Każdemu życzę takiego skrojonego na swoje potrzeby Szatanka. Albo jeśli ktoś woli – Aniołka.

 

 

 

 

 

 

 


Przeczytaj także: Nowoczesna kobieta to shero

szatan_w_szatanie
fot. Eugene Chystiakov/Unsplash

O autorze

Ewelina Urlik-Stafińska

zobacz więcej

Najnowsze artykuły

Monte Carlo - splendor, szampan i Formuła 1

Monte Carlo to najdroższa i najbardziej ekskluzywna dzielnica księstwa Monako. Na każdym kroku można otrzeć się o luksus.

zobacz więcej
Cesarski zabieg Kobido. Japoński masaż twarzy w SPA to podróż do piękna

Co wyróżnia Japonki? Na pewno ich piękna skóra, która kojarzy się z najwyższej jakości porcelaną. Zawdzięczają to między innymi kobido.

zobacz więcej
Kąpiele leśne i leśne SPA w japońskim stylu

Shinrin-yoku w języku japońskim to „kąpiel leśna” - w znaczeniu symbolicznym i dosłownym.

zobacz więcej
zobacz więcej

Miejsca SPA&MORE wszystkie miejsca