Znany polski aktor filmowy, telewizyjny i teatralny, Paweł Deląg, równie popularny jest zagranicą. Współpracował między innymi ze Stevenem Spielbergiem, Andrzejem Żuławskim, Jerzym Gruzą, Jerzym Kawalerowiczem i Andriejem Krawczukiem. Ze względów zawodowych mieszkał zarówno we Francji, Rosji, jak i na Ukrainie.
Nie od dziś słyszymy o kryzysie męskości. Już 5 lat temu bili na alarm choćby Nikita Coulombe i Philip Zimbardo w książce „Gdzie ci mężczyźni”. Jesteśmy świadkami społecznej przemiany?
Według mnie „przemiana” to prawidłowe określenie. Na sam problem można spojrzeć w różny sposób, zarówno od strony socjologicznej czy zachodzących zmian kulturowych. Mnie najbardziej interesuje to, co dzieje się w literaturze i filmie. Jeżeli spojrzymy na problem w ten sposób, na pewno mamy sporą zmianę i to trwającą już od dekady. Patrzymy na bohaterów, którzy pojawiają się w książkach oraz na ekranie, będących odzwierciedleniem naszego życia. Wystarczy spojrzeć na współczesne, w tym polskie produkcje. Pewnie niektóre z nich pani widziała?
Wraz z nagradzanymi na festiwalach filmami, pokazującymi targanego emocjami czy poszukującego własnej tożsamości mężczyznę, równocześnie powracamy do kina wyraźnie męskiego. Piotr Stramowski w „Fighterze” przypomina postać Rockiego, Marcin Kowalczyk w „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” samą stylizacją i grą odpamiętuje nam Nicolasa Cage’a z dawnych produkcji. Do tego całe mafijne sagi Patryka Vegi nawiązujące do czasów „Psów” Pasikowskiego i filmów niedościgłego w tym wypadku Scorsese. Czyli czegoś nam brakowało.
Ale jaki powinien być ten wzór mężczyzny? Co jest męskie, a co niemęskie? Które cechy powinny przeważać? Czego się od mężczyzny oczekuje? Są przecież paradygmaty.
Myśli Pan o archetypie: silny, opiekuńczy, ostoja…?
Tak. Także wiarygodny, honorowy, co składamy na wzorzec wywodzący się jeszcze z czasów rycerskich. Myślę, że to się nie zmieniło.
Wyświetl ten post na Instagramie.
W wywiadzie dla serwisu Styl.pl w 2013 roku stwierdził Pan, że brakuje w Polsce kina gatunkowego. Z kolei w Rosji było go wtedy sporo, dlatego wziął Pan udział w tamtejszych produkcjach. Dziś już chyba można powiedzieć, że mamy czym się pochwalić, zarówno jeśli chodzi o kino akcji, jak i kryminały, a w nich twardych mężczyzn. Jaki jest ten polski bohater?
Z jednej strony w polskim kinie mamy wzorzec bohatera, który umiera na barykadach i kino martyrologiczne, wolnościowe. Czyli są to postaci przeżywające zryw, by rzucić swoje młode życie na stos. Mamy tu do czynienia z bardzo mocny etosem męskim. Drugi etos, który też dotyczy tylko pewnej grupy pokoleniowej, to romantyczny buntownik, czyli wywodzący się z trylogii Sienkiewicza. Następnie pozytywistyczne postaci jak Wokulski, a dalej wzór intelektualisty, jak w filmach Zanussiego czy Kieślowskiego. Potem był obraz mężczyzny zbuntowanego, ale sprawiedliwego, czyli Bogusław Linda. Teraz mamy bohatera takiego jak „Król”, który zaraz wchodzi na ekrany czy, jak pani wspomniała, „Fighter”. Ale nie istnieje według mnie pełen portfel wzorców męskich, które kino ma do zaoferowania.
Czyli sztuka jako chwilowe odzwierciedlenie życia i tęsknot?
Nie zawsze jest lustrem, czasem pokazuje to, co przed nami. Książka i kino bywają sondą, wybiegają w przyszłość. Ukazują to, co jutro się pojawi i czego dziś już są symptomy.
Wracając do zmian w męskich postawach, mam wrażenie, że główną jest przyzwolenie na okazywanie przez panów tłumionej dotychczas wrażliwości, dopuszczanej nawet u superbohaterów. Nie tylko przejawia się ona w okazywaniu emocji, w tym łez, ale też w estetyce. Od dawna mężczyźni nie przywiązywali tak dużej wagi do swego wyglądu. Często na ulicy widzę daleko bardziej zadbanych i lepiej ubranych panów niż panie.
Naprawdę? Z tym jest w ogóle duży problem, ponieważ jeśli spojrzymy na sprawę od strony zasobności oferty odzieżowej, to nic nie znajdziemy dla mężczyzny. Nie ma oferty butikowej, która charakteryzuje się odrębnym stylem. Wszystko jest dla was, kobiet.
W moim odczuciu oferta dla mężczyzn wciąż się powiększa. Wiele kolorów zarezerwowanych dawniej dla pań znajdziemy teraz w męskiej szafie. Ponadto kosmetyki – całe regały produktów są przeznaczone tylko dla panów: do brody, włosów, ciała. Zazdroszczę szamponu, który tuszuje panom siwiznę. Dla nas takiego nie wyprodukowano. A liczni barberzy? Tego kiedyś nie było!
Zgodzę się co do barberów i kosmetyków do brody, ale sam szukając produktów drogeryjnych dla siebie, nie mogłem nic znaleźć. Jeśli są, to tylko limitowane linie. Kosmetyków stricte męskich wcale nie jest tak dużo. Nie uważam, że nastąpiła poprawa i że wybór na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat jest większy. Mam zupełnie przeciwne wrażenie. Uważam, że rynek jest zdominowany przez produkty tworzone dla kobiet. Filmy robimy dla kobiet, ubrania, artykuły gospodarstwa domowego. Panie są głównym konsumentem. Oferta motoryzacyjna, sportowa i fitness jest skierowana do nas, ale równocześnie mocnym klientem i coraz powszechniejszym stają się tu panie.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Czyli mężczyźni są pokrzywdzeni jako konsumenci?
Tak. Społecznie i ekonomicznie. Nawet gdy w parze idziemy do kina czy teatru, to kobieta wybiera repertuar. Filmy i seriale są bardzo często skierowane tylko do pań. Spektakle teatralne także.
Nie doświadczam tego. Wydaje mi się, że Krzysztof Warlikowski, Grzegorz Jarzyna, Krystian Lupa, Jan Klata tworzą też dla panów.
Ale to jest nisza, a ja mówię o mainstreamie. Tu wszystko jest dla kobiet. Mało tego, jest teraz obecna swoista ofensywa. Dochodzi do sytuacji, gdy zachowania typowo męskie są postrzegane jako maczystowskie. Sam niedawno usłyszałem, że jestem szowinistyczny. Doszło do głosu jakieś żeńskie ciało bolesne, wewnętrzne cierpienie, które z całą pewnością ma swoje korzenie w historii społeczeństw i tym, jaką rolę kobieta pełni w tzw. patriarchalnym świecie. Prawdą jest, że wiele kobiet było pokrzywdzonych i skrzywdzonych przez mężczyzn. Ale to już jest zdecydowanie przeszłość, kultura europejska bardzo ewoluowała, stawiając na równouprawnienie, wolność i prawa jednostki. Z całą pewnością jeszcze jest wiele do zrobienia, ale czasem mam wrażenie, że wręcz muszę tłumaczyć się, iż jestem mężczyzną.
W sytuacjach zawodowych?
Zawodowych i społecznych. Na przykład ostatnio rozmawialiśmy na temat filmu, który dotyka problemu II wojny światowej. Okazało się, że tworzone treści są albo rasistowskie, albo za bardzo szowinistycznie męskie, albo obrażają uczucia religijne, albo za bardzo dotykają środowiska LGBT, a w związku z tym Europa tego „nie puści”. Choćby teraz mam projekt filmowy ‒ historię dwóch mężczyzn, którzy utknęli w windzie i rozmawiają o kobiecie, do której, jak się okazuje, przypadkowo obaj jadą. Pisząc scenariusz mieliśmy zmartwienie, żeby tylko ta kobieta nie została źle oceniona, bo ma męża i kochanka. No, ale ma! Jednak była obawa, czy przypadkiem publiczność żeńska tego nie odbierze negatywnie, bo przecież jeśli chodzi o zdrady, mamy raczej stereotyp, iż to mężczyźni są głównymi sprawcami. I nagle dotykamy problemu: co to jest zdrada w rodzinie, kto ma prawo do zdrady, kto jest ostoją dzisiejszej rodziny?
Archetyp żeński kontra emancypacja kobiet?
W rzeczywistości my mężczyźni podświadomie wymagamy od kobiety „czystości”. Jakby miała być świętym przykładem, wręcz ikoną, takim sacrum, o które trzeba się starać i kiedy się je zdobędzie ‒ chronić. Jesteśmy przecież sapiens, zwierzętami. Samiec musiał bronić samicy i młodych, zdobyć jedzenie, musiał więc być agresywny wobec wrogiego otoczenia, gwarantować bezpieczeństwo, potencjalnego przeciwnika odegnać. Była to forma zależności i kohabitacji, co potem sprawiło, że kobiety i dzieci stanowiły dobro, w obronie którego się walczyło. Zdobywało się twierdzę dla podbojów danego terytorium, niewiasty i dzieci brano w jasyr, a mężczyźni byli likwidowani. Choć brzmi to dziwnie, ale patrząc pod kątem historycznym, kobiety były dobrem naturalnym.
Wyświetl ten post na Instagramie.
A jak jest obecnie?
Myślę, że dzisiaj dominującym w naszym społeczeństwie jest poczucie samotności. Pytanie brzmi, skąd się wzięła? Z ewolucji? Zmiany archetypów? Do połowy XX wieku zadaniem rodziny było przetrwanie i tylko razem, wspólnym wysiłkiem udawało się to osiągnąć. Dziś mamy tzw. dobrobyt ekonomiczny, rozwój technologii, który otworzył nowe możliwość, przede wszystkim przed jednostką. Dlatego stawiamy na indywidualizm, na prawo do samorealizacji, a przez to mamy zmianę podstawowych wzorców. W pewien sposób kobiety i mężczyźni stają się sobie niepotrzebni. Skoro sama mogę zatroszczyć się o siebie i swoje dzieci, nikogo nie potrzebuję. Czynnik ekonomiczny nie jest decydujący. Rodzą się inne potrzebny, na przykład bliskości, czegoś co nazywamy miłością i szczęściem osobistym. Często niestety też te wzorce, czy potrzeby są rozbudzone w nas przez tzw. popkulturę, książki, filmy. Dochodzimy tu do abstrakcyjnego pojęcia miłości. Bo co to jest obecnie miłość? Małżeństwo? Związek? Zachodzi dziś redefinicja tych pojęć. I tak np. o związkach nie myślimy, że są na całe życie, a raczej, że mogą być sojuszem na jakiś etap życia.
Daliśmy sobie prawo do wolności i mamy tego efekt.
Wraz z tym rola mężczyzny zmieniła się, bo nie musi on już zapewniać bytu, bo każda osoba w związku ma prawo do samorealizacji. Jeśli kobieta zaś nie korzysta z prawa do wolności i nie realizuje siebie, staje się nieszczęśliwa. W związku z tym mamy mnóstwo fantastycznych dziewczyn, które są samodzielne, inteligentne i… najczęściej samotnie wychowują dzieci. Z drugiej strony istnieją rzesze samotnych mężczyzn, którzy realizują swoje pasje. I tak sobie żyjemy.
A gdzie jest miłość?
O to trzeba pytać bardzo młodych ludzi. Żartuję! Jednak na pewno istnieje problem, gdy spotykają się dziś dwie silne osobowości: pewny siebie mężczyzna i mocno wyemancypowana kobieta, nie daj Boże jeszcze z oznakami trochę wojującego feminizmu, bojąca się podskórnie utraty swojej wolności. Dochodzi wtedy do paranoi, w której prawdopodobnie ona skończy jako samotna kobieta, bo mężczyźni będą ją omijać szerokim łukiem. Męską cechą zaś ‒ panowie bądźmy szczerzy! ‒ jest dążenie do pewnego wygodnictwa i lenistwa. Ale dlaczego? Dlatego, że mama nam to dawała. Sprawiała, że synek był i czuł się ważny. Gdy tego mężczyzna nie otrzymuje, to myślę, że szalenie trudno kobiecie utrzymać go przy sobie. Czyli mimo wszystko panowie od partnerki podświadomie oczekują cech matczynych archetypów. Z drugiej strony kobieta szuka oparcia w mężczyźnie, czyli tego, co dawał ojciec. Takiej dobrej męskiej mądrość, spokoju, odpowiedzialności. Jeśli tego sobie nie potrafimy nawzajem dać, odczuwamy poważny brak. Prawdopodobnie mamy dziś do czynienia z naturami niedojrzałymi i samolubnymi. Może dlatego mamy erę egoistów?
Wyświetl ten post na Instagramie.
Trudno mówić o związku, gdy nic nas nie łączy i w niczym się nie uzupełniamy.
Myślę, że wielu mężczyzn pragnie naturalnego ciepła, troski, zwykłego przytulenia, a także domowej atmosfery. To są w sumie proste rzeczy. Na przykład bardzo ciekawą kwestią jest utrzymanie porządku i choćby robienie zakupów. Niezwykle trudne jest stworzenie związku w domu, w którym zabraknie tak zwanej „kobiecej ręki”. Nie chodzi o to, kto w nim sprząta, ale jak wygląda, kto go organizuje w pewien sposób. Nie ma wątpliwości, że w tym zakresie kobiety są dużo lepsze od mężczyzn. Jeśli tego brakuje, bo kobieta jest typem businesswoman, aktywnie uprawiającą sport, która nie ma czasu na prowadzenie domu, a zadania te przejmuje np. gosposia, taki dom traci na „cieple”, jego ognisko już nie jest przytulne. Ważne jest też, patrząc z szerszej perspektywy, jaka jest kultura danego narodu. W każdym kraju to trochę inaczej wygląda.
Pan ma w tym zakresie porównanie i spore doświadczenie.
Zdecydowanie mam. Polki są przepiękne w swoim indywidualizmie, ale widzę, że często są nieszczęśliwe. Z jednej strony zbyt dużo się od nich wymaga – jest bardzo dużo podcastów dotyczących tego, jak być piękniejszą, mądrzejszą, zdrowszą, bardziej świadomą. Jak nie pozwolić sobie na bycie z niedojrzałym mężczyzną, który cały czas otrzymuje, jest biorcą, a nie dawcą, tysiące kursów traktujących o tym, jak znaleźć prawdziwego partnera i tak dalej. Z drugiej strony każda z pań ma naturalną mądrość i intuicję. Czy kobieta nie wie, że istnieje model związku, w którym ona może być ofiarą? Myślę, że trzeba zaufać własnym, naturalnym potrzebom, temu co serce i doświadczenie nam podpowiada, zachować balans, umiar. Niekoniecznie rola dominującego mężczyzny może być zła, tak jak i dominującej kobiety. Wszystko wypływa z indywidualnych potrzeb. Nie znoszę wszystkich narzucanych trendów, że dziś tak a tak nie wypada. Teraz też każdy ma prawo robić, co chce, bo inaczej okazuje się, że ma narzucaną czyjąś wolę. Ale jeśli ty masz swoją wolność i rację, ja też mam rację, on również ma rację i ona też ma rację, to nagle okazuje się, że bardzo ciężko zrobić coś razem. Nie ma nic wspólnego. Jakaś integracja jest niezbędna. Tacy skupieni na sobie ludzie są dla mnie nie do zniesienia. To szeroka grupa egoistów i egocentryków. I myślę, że to rodzi problem.
JUŻ WKRÓTCE: Druga część wywiadu z Pawłem Delągiem, w której porozmawiamy o męskości, zabiegach SPA i kulturze zza wschodniej granicy.