Quo vadis homine? Paweł Deląg o wzorcach męskości i kobiecej sile - część II

Autor: Anna Harasimowicz
4 grudnia 2020
fot. Liliana Skrzypiec

Współcześni mężczyźni są gorsi od kobiet? A może to od kobiet wymaga się zbyt wiele? W drugiej odsłonie wywiadu z Pawłem Delągiem rozmawiamy o męskości, zabiegach SPA i kulturze zza wschodniej granicy.

Pierwszą część wywiadu możesz przeczytać tutaj.


We wcześniejszej rozmowie mówił Pan, że trzeba zaufać własnym, naturalnym potrzebom, a nie kierować się trendami. Za dużo jest poradników mówiących o tym, jak żyć?

Może tak. Może te wszystkie poradniki i podcasty „oddalają” nas od siebie? I co ciekawe, przeważają przekazy przeznaczone dla kobiet. Także na większości kursów doszkalających nie ma panów. Nawet jeśli pójdziemy na kabałę, to też tam będą głównie panie. Może problem stanowi to, że jest to trochę niemęskie? Nie wiem, ale ostatnio szukałem podcastów dla mężczyzn i mam wrażenie, że ich prawie wcale nie ma. Jest cały obszar magicznego świata, np. tarota, do którego kobiety mają lepszy dostęp niż panowie. To też wynika z zainteresowań, ale i zapewne z większej intuicji pań. Kobieta przecież wprowadza w świat magiczny, emocji, miłości, chociażby wychowując dziecko. Miałem przewodniczki duchowe, ale zawsze brakowało mi równowagi. Chciałem spotkać na tej drodze instruktora.

Mnie tarota uczył Jan Witold Suliga. Jeśli chodzi o kabałę, ostatnio znów słuchałam w sieci wykładu Michaela Laitmana. Jakby nie patrzeć, są to mężczyźni.

A ja otwieram Spotify, nawet tu teraz w czasie naszej rozmowy i szukam podcastów. Proszę, same kobiety. Kobiety mówiące do kobiet. Tyczy się to wszystkiego, nawet podpowiadanych form wypoczynku.

Ten rynek też zdominowałyśmy?

Oczywiście, bo przecież co to jest za wzorzec dla mężczyzny: jedziemy do hotelu leżeć na basenie? Kobiety to uwielbiają, ja nie znoszę. Po trzech dniach dostaję po prostu świra, a ona może dalej tam leżeć. Potrzebuje tylko leżaka, drinka, potem SPA, a ja słyszę, że mogę sobie w tym czasie pobiegać, skoro się nudzę. Oferta turystyczna jest tak właśnie skonstruowana. Skierowana jest do pań. Propozycji dla mężczyzn jest bardzo mało. Myślę tu o formach aktywnego wypoczynku, wypraw. Jest ich znacznie mniej niż tych typu all inclusive.

Może wynika to z tego, że jest nas po prostu więcej na świecie. Na szczęście widuje się propozycje wyjazdów survivalowych i sportów ekstremalnych skierowanych do mężczyzn.

Są, owszem, ale to są nisze.

Oferta kosmetyczna i SPA też przewiduje rytuały przeznaczone specjalnie dla panów.

Jest oferta SPA dla panów, ale jako dodatek. Głównym odbiorcą są kobiety. Propozycje dla nas traktujemy z kolei jako rewolucję. Obserwujemy zmianę polegającą na tym, że mężczyzna też ma prawo położyć sobie krem na twarz, pójść do SPA, zrobić sobie masaż.

Właśnie, wracamy do tego, że jest to zmiana, a nie kryzys męskości. Bo czy może być to uważane za zachowanie niemęskie?

Ja akceptuję i przyjmuję to z całym dobrodziejstwem, ponieważ SPA na mnie dobrze działa. Lepiej się czuję po tego typu zabiegach.

Czytałam, że ceni Pan ruską banię i nie boi się działania witek brzozowych.

Tak, to prawda, choć wiele osób myśli, że zabieg witkami wiąże się z jakimś cierpieniem i formą hartownia organizmu, z czymś ekstremalnym. Bania rosyjska, w przeciwieństwie do sauny fińskiej, ma znacznie większe spektrum możliwości w zakresie dbania o nasze zdrowie. Nic co się dzieje w bani, nie może nam sprawiać przykrości, ani bólu. To wszystko ma doprowadzić do relaksu, oczyszczenia organizmu, wyciszenia i nikt tam nikogo witkami nie okłada. Są to działania oparte na termoregulacji. Witkami napędza się gorące powietrze, nie dotyka się nimi ciała.

Czy w Polsce znalazł Pan analogiczną banię?

Nie, nie ma tu takiej. W bani musi być przede wszystkim bańszczik, czyli mistrz ceremonii, która trwa ok. godziny. W jej trakcie jest krótkie rozgrzanie ciała, herbatka, relaks, potem sam główny rytuał, ponadto masaż, w tym stóp. Może być smarowanie ciała miodem z solą, a także rozciąganie mięśni. Dwa razy trzeba z bani wyjść w celu ochłodzenia w śniegu lub przeręblu. W czasie rytuału chłodzi się też głowę, która nie może być przegrzana. Lepszego sposobu na wyciszenie, relaksację i spokój wewnętrzny nie znam.

Skoro nie ma u nas takiej bani, z jakich zabiegów korzysta Pan w Polsce?

Często decyduję się na masaż, czasem z użyciem olejków. Preferuję tajski, bo to jest to, czego potrzebuje kościec. Masaż jest niezbędny, bo nasze ciało ciągle przeżywa stres. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy. To działa podobnie, jak trzymanie w ręku pustej szklanki ‒ przez chwilę nie sprawia mi to problemu, ale gdybym tak trwał przez 24 godziny, ręka a potem całe ciało zdrętwieje. Pod takim napięciem żyjemy. Dlatego trzeba dbać o ciało. Kto tego nie robi, szybko zobaczy przykre konsekwencje. Ale oprócz masażu bardzo lubię jogę. Staram się ćwiczyć regularnie, czuję, jak pod jej wpływem ciało się zmienia i poprawia się samopoczucie. Płyną z tego niewątpliwie same korzyści. Podobnie jak płyną one z medytacji. To jest dobra droga do naszego wnętrza. Równocześnie trzeba też dużo czytać i dobrze się odżywiać, bo mamy dwa mózgi: w głowie i brzuchu. Dietetycy zwracają uwagę na to, że odżywianie odpowiada za nasz układ immunologiczny. Nawiasem mówiąc, to też ciekawe, że zajmują się tym zagadnieniem głównie kobiety. Trzeba więc o siebie dbać, iść za potrzebami ciała.

Czyli kosmetologia i medycyna estetyczna również jest potrzebna?

Owszem. Spowszedniało już też korzystanie z chirurgii plastycznej i to dobrze. Tylko żeby nie powstał jeden gatunek ludzi. Ostatnio będąc w Londynie spostrzegłem dziewczynę, którą miałem wrażenie, że już gdzieś przed chwilą spotkałem. Kobiety są zrobione na wzór jak z obrazka, jeśli chodzi o wykrój ust, kształt policzków. U nas też to już widać.

A jak jest w Rosji? Czy dostrzega się różnice? I wracając do męskiego wzorca, czy różni się on po obu stronach naszej wschodniej granicy?

Na pewno panowie mogą czuć się dużo pewniej (używam specjalnie tego słowa), na Ukrainie, Białorusi, w Rosji czy głębiej w Azji. Tam wciąż jest obecna dominująca pozycja mężczyzny. Jest to uwarunkowane różnymi rzeczami. Przede wszystkim mamy tam przewagę kobiet i ogromny deficyt mężczyzn, trwający od czasów powojennych. Jedynie 17 proc. populacji rocznika 1918-1920 wróciło do domu w roku 1945. Przy czym, proszę o wybaczenie, jeśli kogoś urażam, ale panowie nie są tam zbyt urodziwi. Panie z kolei są bardzo piękne. Ale czemu tak jest? Na Boga, naprawdę nie wiem.

Czyli mężczyźni stanowią tam deficyt?

Właśnie tak. A z drugiej strony to są kultury, które hołdują pewnym stereotypom. Wciąż jest tam żywe pragnienie rycerzy na białym koniu. Ale jednocześnie gdzieś w tych duszach drzemie ogromny romantyzm. Nie na darmo Czechow pisał swoje wszystkie dramaty o potrzebie zrealizowania wielkiej miłości i o miłości niemożliwej. A w kinie? Często w tym mainstreamowym jest obecny mocny wzorzec męski, czyli postaci panów, którzy są silni, mają władzę, rządzą. Postaciami w kulturze często są też niezwykle inteligentni oficerowie.

A panie?

Kobiety z kolei mają w kodzie zachowań coś takiego, co sprawia, że można poczuć się przy nich w pełni mężczyzną. Nie trzeba napinać muskułów, aby udowodnić swoją atrakcyjność. Podejmują one (bardzo zresztą miłą), grę damsko-męską na pewnym poziomie, wykorzystując wszystkie swoje atuty. Są w tym bardzo inteligentne, wrażliwie i… można nawet powiedzieć ‒ sprytne. Oczywiście oburzające jest to, że czasem mężczyźni traktują kobiety, jakby były towarem. Choć nie oszukujmy się, w wielu kulturach istnieje wciąż wzorzec jakiegoś „wtórnego niewolnictwa”. Pewna grupa kobiet szuka mężczyzn, którzy mają pieniądze i pozycję. Im niższa kultura i większe problemy ekonomiczne, tym bardziej „niewolnictwo” to jest nasilone. Mam wrażenie, że w społeczeństwie powiedzmy bardziej zasobnym i z wychyleniem w kierunku liberalnej demokracji, zjawisko to rzadziej występuje.

Czy dobrze rozumiem, że jako mężczyzna czuje się Pan lepiej po tamtej stronie wschodniej granicy?

I tak, i nie. Z jednej strony odpowiada mi ten model, a z drugiej widzę jego mankamenty. To, że czuję zainteresowanie ze strony kobiet jest fajne i myślę, że działa podobnie w drugą stronę. Kobiety też przecież cenią zainteresowanie mężczyzn. Na zachodzie Europy już zaczyna to być hm… powiedzmy kłopotliwe i zaciera się granica, czym jest kod kulturowy, a czym już nie jest. Zaczynamy zadawać sobie pytanie: może moje zachowanie podpada pod szowinizm? A może to już jest molestowanie czy mobbing? W Stanach Zjednoczonych za położenie ręki na kobiecym kolanie można stanąć przed sądem, nawet jeśli jest to tylko np. przypadkowy gest. Nasze tradycyjnie polskie całowanie dłoni byłoby już pewnie sporym nadużyciem! Stanowić może naruszenie nietykalności cielesnej. Przyznam, że lubię Francję. Mam wrażenie, iż tam kobiety z jednej strony są bardzo rodzinne, a z drugiej okazują się dużymi indywidualistkami i intelektualistkami. Bardzo kochają swoje dzieci, ale dają im niezwykle dużo przestrzeni. Jest to według mnie idealne połączenie. To jest to, czego bym oczekiwał od wzorca partnerki. A Francuzi? Nie trudno o uogólnienia, ale mimo wszystko można zauważyć, że mają trochę rys narcystyczny. Uważają, że są najlepsi i najmądrzejsi, ale to też wynika z tego, że Francja uchodzi w ich mniemaniu za kraj awangardy i wszystko co najlepsze jest tam. No i mają do tego prawo. W pewnej dozie jest to do zniesienia.

Francuzi nie boją się też zajęć, uznawanych na wschodzie Europy za typowo damskie. Choćby gotują dla rodziny.

Tak i to nie jest niemęskie. Dla mnie „wzorzec francuski” jest interesujący. W szczerości, spontaniczności, emocjonalności bliższy mi jest model rosyjski, daleko bardziej zresztą niż polski. Za to ze względów intelektualnych i kulturowych właśnie francuski. Mówię o tym wszystkim, ale to są oczywiście jakieś okropne uogólnienia.

Najlepsza byłaby kompilacja cech.

O tak. Kobietom za naszą wschodnią granicą podobają się mężczyźni z zachodniej Europy. Za to rosyjscy, mało urodziwi mężczyźni, mają ogromne poczucie własnej wartości. Polacy są czasami tego pozbawieni, bo przegrali trochę swą męskość przez kolejne porażki wojenne, polityczne, upadłe powstania. Elity wyginęły, po II wojnie światowej mamy klęskę polityczną, rozgoryczenia. Znakomita część wartościowych ludzi wyjechała i dopiero teraz powolutku odbudowujemy tę naszą tożsamość. Po latach komunistycznych mówiliśmy jeszcze, że są u nas obecne modele: intelektualisty, wojownika, romantyka, buntownika. Potem to ucichło. Dzisiaj dopiero, po 30. latach niepodległości przyszedł czas na poprawne wzorce. Ale niestety jest problem, bo mamy taki, a nie inny rząd, który podważa podstawowe wartości, choć mówi, że ich broni. O naszej sile decyduje umowa społeczna, która nazywa się kulturą, bo pewnych rzeczy się po prostu nie robi, nie wypada. Wolałbym dziś widzieć wzór mężczyzny, który dotrzymuje słowa, a nie polityka, który mówi to, co w danej chwili mu się opłaca powiedzieć. Nie ma teraz nikogo, o kim powiemy, że jest wiarygodny. Bo polityk to notoryczny gracz, kłamca i oszust. To wpływa na zaufanie społeczne, a zaufanie społeczne to budowanie relacji w rodzinie, oddanie pracy, oczekiwanie uczciwej za nią zapłaty. I to co mówię, dotyczy właśnie wzorca męskiego, takiej siły porządkowej, uczciwości.

Czyli powinien być prawy i sprawiedliwy, nie pojmując tych cech opacznie i jedynie jako slogany polityczne.

Broń Boże. Właśnie powinien być taki dosłownie, bo nadal wzorzec męski łączy się dla mnie nieodmienianie z jakimś kodeksem honorowym, rycerskim, takim jakim w Japonii był kodeks samurajów. Mocny obraz zwycięskiego mężczyzny ucierpiał dawno temu i dziś mamy problemy, a nie ma nic gorszego niż mężczyzna z kompleksami. Wielu z nich spotykałem. Mieli oni z kolei problem ze mną, bo jestem trochę „za”. Nigdy się z tym nie spotkałem w Rosji czy Francji. Nigdy nie spotkałem się z etykietami, że jestem za wysoki czy za ładny, co oznacza dla Polaków to samo, co głupi. U nas się szufladkuje, a do tego nie wiemy do jakiego kodeksu zachowań wrócić. Nie wiemy jaki jest wzór dla kobiet i mężczyzn. Są tylko pewne, drobne niezmienne jak choćby dotyczące słabości, np. picia alkoholu. Mężczyzna może być pijany, kobieta nie. Mężczyzna może przeklinać, kobieta nie…

Na to wciąż nie ma przyzwolenia, ale można iść dalej mężczyzna może zdradzać, a zdradzająca kobieta, jak postać z Pana scenariusza z windą, nigdy już nie odzyska dobrej opinii.

Czyli jesteśmy tym gorszym gatunkiem.

Raczej uprzywilejowanym. Mężczyznom więcej wolno.

Nam wolno, bo jesteśmy na niższym poziomie, nie do końca okrzesani, mniej rozgarnięci.

Od kobiet wymaga się, by bardziej kontrolowały swoje emocje, a mężczyznom pozwala się działać pod wpływem impulsu. Łatwiej im zatem funkcjonować.

Bo jak mówię, jesteśmy mniej rozwinięci. Wy macie subtelniejszą naturę, więcej wrażliwości, jesteście bardziej wysublimowane. Z głupim mężczyzną można jeszcze wytrzymać, ale z głupią kobietą już nie. Od kobiety wymaga się dyplomacji, swego rodzaju zarządzania, nawet pewnej manipulacji emocjonalnej, ale wszystko tu ma mieć charakter eteryczny, na poziomie energii subtelnych. Głupia kobieta jest tych umiejętności pozbawiona i nie ma nic bardziej irytującego. Źle zarządza domem, ma predyspozycje, żeby na przykład dzielić włos na czworo, szukać drobnych intryg. Natomiast z głupim mężczyzną, cóż… Przynajmniej wyślemy go do pracy fizycznej lub na piwo do kumpli i mamy w domu spokój. Strasznie spłycam, przyznaję. Być z głupim mężczyzną bez aspiracji, to naprawdę słaba opcja. Należy tylko współczuć. Mimo wszytko od kobiety oczekujemy więcej mądrości życiowej i emocjonalnej. Dlatego jesteście lepszymi istotami i więcej się od was wymaga. Może mężczyźni są jacyś gorsi?

Wróćmy jeszcze do archetypów. Jeśli kobiety są dziś coraz mniej kobiece, a mężczyźni męscy, to może grodzi nam społeczeństwo androgeniczne?

Bardzo bym się tego bał, ale jest to możliwe. Nie życzyłbym nam świata bez wyraźnych cech żeńskich i męskich. Chyba nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Jednak moje główne obawy dotyczą tego, że idziemy w kierunku powstania nowego gatunku – połączenia technologii i homo sapiens. Nie będzie miał on nic wspólnego z obecnym człowiekiem.

Czyli zmierzamy w kierunku świata androidów i dalszych proroczych wizji Lema. Chyba, że po drodze czeka nas świat „Seksmisji” Machulskiego. A może jednak populacja ze Wschodu obroni te męskie wartości i uratuje nasz świat, przynajmniej w tym zakresie?

Niewykluczone!


Przeczytaj także: Quo vadis homine – część I

O autorze

Anna Harasimowicz

Redaktor, od 15 lat związana z branżą wydawniczą (m. in. Grupa ZPR Media, Moda na Zdrowie Sp. z o.o.). Wieloletni sekretarz redakcji, autorka tekstów branżowych oraz felietonistka. Z wykształcenia psycholog społeczny, fizjoterapeuta i naturoterapeuta. Przyjęła inicjację pierwszego stopnia Reiki. Miłośniczka SPA, Wellness, życia blisko natury i idei slow life. Pasjonatka literatury, teatru, filmu, architektury, włoskiej kultury oraz designu i mody.
fot. Fotomorfoza/makijaż Magdalena Zielińska
zobacz więcej

Najnowsze artykuły

Monte Carlo - splendor, szampan i Formuła 1

Monte Carlo to najdroższa i najbardziej ekskluzywna dzielnica księstwa Monako. Na każdym kroku można otrzeć się o luksus.

zobacz więcej
Cesarski zabieg Kobido. Japoński masaż twarzy w SPA to podróż do piękna

Co wyróżnia Japonki? Na pewno ich piękna skóra, która kojarzy się z najwyższej jakości porcelaną. Zawdzięczają to między innymi kobido.

zobacz więcej
Kąpiele leśne i leśne SPA w japońskim stylu

Shinrin-yoku w języku japońskim to „kąpiel leśna” - w znaczeniu symbolicznym i dosłownym.

zobacz więcej
zobacz więcej

Miejsca SPA&MORE wszystkie miejsca