Piękna nasza Polska cała
Felieton Jowity Budnik
Wakacje w pełni. Na pewno wielu rodaków ruszyło na plaże Chorwacji, piaski Bułgarii, wysepki greckie, czy choćby „Kanary” (w czasach mojego dzieciństwa synonim rajskiego i luksusowego wypoczynku, absolutnie poza zasięgiem śmiertelników z PRL-u), a może nawet pojechało w najbardziej egzotyczne zakątki świata. Ja też podróżuję, ale ostatnio głównie po Polsce.
W ciągu kilkunastu dni byłam kolejno w Krakowie, Łodzi, Ostródzie, Krynicy Zdroju i Nowogardzie pod Szczecinem, więc chyba trudno sobie wyobrazić większy rozrzut destynacji. I choć jestem nieco zmęczona, bo większość tych tras pokonałam samochodem jako kierowca, to jeszcze bardziej jestem oczarowana, jaka ta nasza Polska jest piękna. W dodatku naprawdę każdy może znaleźć tu miejsce na wypoczynek dla siebie.
Lubisz zwiedzać?
Proszę bardzo: mamy średniowieczne miasteczka, kilkusetletnie zabytki, spuściznę wielu kultur, a i rycerzy tłukących się gdzieś pod Grunwaldem albo w Golubiu-Dobrzyniu można spotkać. Swoją drogą zawsze dziwiło mnie, kto dobrowolnie zapisuje się do tych z góry przegranych? Jesteś hipsterem, którego pociąga wielkomiejskie życie? Wypożycz publiczny rower, wpadaj na wegańskie lody o smaku fasoli adzuki i do butikowych, ślicznych jak pudełeczka, hotelików.
Wolisz luksusy?
Wybierz najnowocześniejsze SPA, eleganckie mariny i modne restauracje z daniami, które trudno znaleźć na talerzu, za to można je doskonale odczuć na wyciągu z karty kredytowej. Tęsknisz za ciszą, spokojem i brakiem zasięgu we wszelkich sprzętach elektronicznych? Albo, co bardziej prawdopodobne, psycholog po zakończeniu roku szkolnego zalecił terapię „-3T” (czyli odessanie dziecka od telefonu, tabletu i telewizora) – wtedy do wyboru, do koloru czekają siedliska, wiejskie chaty, agroturystyki z kozim serem albo wełną z alpak. Chcesz nad jezioro, nad morze, czy w góry – wszystko masz w Polsce. Nawet jeśli jesteś (cóż za ekstrawagancja!) miłośnikiem tłumu, hałasu, alkoholowych ekscesów i techno party do białego rana rodem z Ibizy, i u nas znajdziesz miejsce dla siebie. Co prawda bez gwarancji upałów, ale kto z syndromem dnia następnego nie wolałby poleżeć w przyjemnym chłodzie?
„Papusza”
Kiedy z „Papuszą” objechaliśmy pół świata pokazując nasz film na licznych festiwalach, podczas każdego, dosłownie każdego spotkania z widzami padały pytania, gdzie film był kręcony. Gdzie można znaleźć takie krajobrazy, a nawet w czyim komputerze powstały? Ludzie prosili, żeby przeliterować im „Olsztyn”, aby mogli zapisać tę obco brzmiącą nazwę, a potem ruszyć w jego okolice i odnaleźć bajkowe plenery gdzieś pod Dobrym Miastem, albo koło Ornety, w których się zakochali. To oczywiście ogromna zasługa operatorów tego filmu, Krzysztofa Ptaka i Wojciecha Staronia, ale bez wątpienia mieli co spektakularnie sfotografować. Dla mnie te tygodnie podróży z filmowym taborem były chyba najpiękniej spędzoną polską jesienią. Do dziś zachowałam filmiki, które nagrywałam jeżdżąc krętymi drogami Warmii, bo bałam się, że zapomnę, jak tam jest ślicznie o tej porze roku. I skoro ich nadal nie skasowałam, to znak, że magia wciąż trwa. A najwspanialsza filmowa zima? Bez wątpienia ta z Krynicy, kiedy pracowaliśmy nad „Moim Nikiforem”. Kilkanaście dni temu, kiedy po niemalże piętnastu latach od zakończenia zdjęć pokazywaliśmy film mieszkańcom i kuracjuszom zgromadzonym w Pijalni przy krynickim deptaku, wszyscy zgodnie przyznawali, że takich krajobrazów nie ma nigdzie indziej na świecie.
Oczywiście to wcale nie znaczy, że jestem wrogiem zagranicznych podróży
Wręcz przeciwnie! Mnie też „nosi”, za góry, za morza i na wszelkie możliwe kontynenty. Ale zanim zarezerwujemy lot na kolejne dalekie wakacje, sprawdźmy, kiedy ostatnio byliśmy na Jurze, czy przejechaliśmy Podlasie, co nas zachwyciło na Roztoczu i które jezioro na Pojezierzu Drawskim urzekło nas najbardziej. Sama mogłabym jeszcze długo, długo wymieniać moje ulubione miejsca w Polsce. A jeśli brakuje Wam inspiracji poszukajcie jej choćby w sztuce filmowej. Tylko uważajcie na drobne kinowe „oszustwa”. Doskonale pamiętam swoje zaskoczenie, kiedy zagrałam w pewnym tytule, gdzie piękne i półdzikie mazurskie jeziora udawał Zalew Zegrzyński, a widzowie potem i tak zachwycali się, jakie te nasze Mazury bajeczne i tajemnicze.
Przeczytaj także: Przesilenie wiosenne