Czynnikiem łączącym obie płcie w kontekście doznań seksualnych jest fakt, że i kobietami, i mężczyznami, kieruje czynnik, który sprawia, że chcą nawiązać kontakt erotyczny z kimś, kto im się spodobał, w kim są zakochani – tym czynnikiem jest libido. Tyle że w przypadku panów steruje nim testosteron (hormon „typowo” męski), a w przypadku pań jest to – tym razem typowo kobiecy – estradiol. I w tym miejscu zaczynają się różnice.
Łechtaczka? Tylko dla przyjemności pań
Zacznijmy od narządów, które w seksie biorą czynny udział. A właściwie od jednego, o którego „czynności” podczas erotycznych uniesień niektórzy kochankowie zapominają. Dla kobiet szkoda jest ogromna, bo chodzi o skromną tylko z pozoru łechtaczkę – ot, taki guziczek. Dawno, dawno temu Hipokrates nazwał ją „sługą witającym gości”, tymczasem jeśli miałaby w ogóle być nazywana czyimkolwiek sługą, to wyłącznie kobiecej przyjemności. Za nic innego w funkcjonowaniu organizmu łechtaczka nie jest odpowiedzialna. To wyjątkowa rzecz u człowieka, bo wszystkie inne narządy czemuś, znów to słowo, służą – męski penis jest przecież niezbędny do wydalania, a łechtaczka – nic, tylko ją łechtać. Przez wieki nie wiedziano, jak jest zbudowana, dopiero w 1998 roku (!) badaczka Helen O’Connel ze swoim zespołem dokładnie się jej przyjrzała. Okazało się, że to, co widoczne gołym okiem, jest jedynie czubkiem góry lodowej. Wewnętrzna część łechtaczki jest potężnie rozbudowana, ma dwie wielkie odnogi i około 12-15 cm długości. Co więcej, znajduje się na niej aż 8 tysięcy połączeń nerwowych, podczas gdy penis ma ich „ledwie” 4 tysiące. Szacuje się, że 80% kobiet, które w ogóle osiągają orgazm, doznaje go właśnie dzięki łechtaczce. Bo okazuje się, że z kobiecym szczytowaniem nie zawsze jest tak łatwo.

Przez mózg do orgazmu
Czy rzeczywiście mężczyznom łatwiej doczekać się rozkoszy niż kobietom? Na pewno inaczej wygląda sam proces „wyłączania” się z otaczającej rzeczywistości i skupiania tylko na seksie. Jądro migdałowate w męskim mózgu podczas zbliżenia wyłącza się bardzo szybko, a to ono odpowiedzialne jest za wyczuwanie zagrożenia, czujność. Panom prościej jest więc skupić się na tym, co tu i teraz, bo na ich samopoczucie wpływa tylko to, co miało miejsce na około 3 minuty przed rozpoczęciem miłosnych igraszek. U mężczyzn działa też wazopresyna, pobudzająca organizm do seksualnej aktywności. U pań natomiast z przesterowaniem przewodnictwa mózgowego sprawy mają się inaczej – potrzebują na to aż 24 godzin. Do działania przystępuje też inny niż u mężczyzn związek – oksytocyna. Nie bez przyczyny wydzielana przez świeżo upieczone mamy – to hormon miłości i bezpieczeństwa. Oksytocyna aktywuje się u kobiet po około półminutowym uścisku, stąd pewnie przekonanie, że to płeć żeńska bardziej niż męska preferuje długą grę wstępną. Dłuższy czas „zapadania” w miłosny nastrój, wyłączania się jądra migdałowatego w mózgu i w końcu – oksytocyny u pań wskazują, że kobieta uprawiająca seks szybciej dozna orgazmu, jeśli będzie się czuła zrelaksowana, odłączona od myślenia o codziennych problemach.
A gdy już nadchodzi TA chwila
Przeszliśmy już całą tę drogę do orgazmu – i co teraz? Teraz jest już podobnie u obu płci. Panowie wyłączyli się wcześniej, panie później, jednak było to niezbędne do osiągnięcia przyjemności. Za gałkami ocznymi znajduje się fragment kory mózgowej, którego zahamowanie wyzwala rozkosz i jej „rozpłynięcie się” po całej korze mózgowej. Oksytocyna i endogenna endorfina odpowiadają za uczucie radosnego zespolenia. Nic dziwnego, że działanie endogennej endorfiny porównuje się do działania… heroiny. I to nie w przenośni, a dosłownie – badania MRI mózgu osoby doznającej orgazmu i heroinisty pokrywają się w 94 procentach. Po wszystkim i kobieta, i mężczyzna uspokajają się, za co znów odpowiada oksytocyna.

Co orgazm daje kobiecie?
Poza wymienionymi wcześniej doznaniami czysto fizycznymi, aktywność seksualna może pozytywnie wpływać na zdrowie psychiczne i fizyczne kobiety. Jak wspomniano, w czasie seksu uwalnia się oksytocyna, odpowiedzialna za to, że czujemy się bezpiecznie i mamy ochotę nawiązać z kimś głębszą relację, ochronić drugą osobę przed zagrożeniem. Uprawianie miłości ma też pozytywny wpływ na serce – ale tak dosłownie. Zbadał to profesor Ebrahim z Uniwersytetu w Bristolu – okazało się, że nawet niewielka aktywność seksualna, zwłaszcza jeśli zakończona orgazmem, działa ochronnie na układ krążenia. Z kolei naukowcy z Uniwersytety w Münsterze dowiedli, że seks może być środkiem przeciwbólowym. Wytwarzane w jego trakcie endorfiny mają bowiem takie działanie. I nie zapominajmy o spalaniu kalorii – podczas seksu w pozycji „na jeźdźca” kobieta traci 67 kcal, a mężczyzna – 40 kcal. Czyli seks to zdrowie?
Przeczytaj także: Dotyk ma magiczną moc w naszym życiu. Przeczytaj dlaczego!