Cisotti postanowiła dokonać tego eksperymentu po tym, jak niektóre aktorki, m. in. Kate Winslet i Joan Collins wyznały, że na pielęgnację cery nie wydają majątku, a wręcz przeciwnie – najlepiej sprawdza się u nich stary i dobry krem nawilżający NIVEA.
Przed eksperymentem
Dziennikarka postawiła więc przed samą sobą wyzwanie – porównanie działania dwóch kosmetyków – tańszego, bo kosztującego około 1 funta (w Polsce dostępnego za 3-4 złote za opakowanie 50 ml) kremu NIVEA i droższego – Crème de la Mer, sprzedawanego po 105 funtów (w Polsce około 1150 zł za 60 ml).
Przed rozpoczęciem eksperymentu 47-letnia wówczas Cisotti udała się do Nicolasa Miedzianowskiego-Sinclaira, pracującego w studiu kosmetycznym, przygotowującym obrazy 3D dla osób rozważających wykonanie jakichkolwiek zabiegów na twarz, a także posiadającym program i specjalną maszynę do skanowania twarzy Visia. Wynalazek ten jest też wykorzystywany m. in. przez NASA do badania, jak na twarz kosmonautów działa grawitacja. Okazało się, że dziennikarka ma, jak na swój wiek, mało zmarszczek, jednak jej skóra jest odwodniona i widać na niej łagodny trądzik różowaty.
NIVEA kontra Crème de la Mer
Krem NIVEA został po raz pierwszy wprowadzony do sprzedaży w 1911 roku i nie zawiera żadnych niedostępnych powszechnie składników. Znajdziemy w nim m. in. glicerynę. Inaczej z Crème de la Mer – formuła tego kosmetyku została opracowana przez dr. Maxa Hubera, fizyka zajmującego się kosmonautyką i lotnictwem. Podczas jednego z eksperymentów fizykowi wybuchła w twarz mieszanka różnych substancji, powodując oparzenia chemiczne. Chciał sobie możliwie jak najbardziej pomóc, opracował więc „cudowny bulion”, czyli krem, w skład którego wchodzą sfermentowane wodorosty oraz witaminy i minerały, poddane działaniu fal dźwiękowych.

W czasie eksperymentu
Eksperyment trwał 4 tygodnie. Już od pierwszego dnia Cisotti smarowała prawą część twarzy Crème de la Mer, a lewą – kremem NIVEA. Już samo rozprowadzanie w przypadku luksusowego kosmetyku było bardziej czasochłonne. Najpierw trzeba bowiem kropelkę wielkości grochu rozgrzać w dłoniach, zanim stanie się przezroczysta i gotowa do nałożenia. Kosmetyk należy też wklepywać w skórę, a nie wcierać, więc jego nakładanie trwa długo. Krem NIVEA nakłada się na twarz od razu, pozostawia on też na niej grubszą warstwę, która jednak szybciej się wchłania. Tańszy kosmetyk nakłada się więc szybciej, droższy – nawet przez 10 minut.
W drugim tygodniu stosowania po prawej, „droższej” stronie pojawiły się u dziennikarki bolesne wypryski, dlatego na dwa dni, obawiając się, że produkt zapycha jej pory, rezygnuje z nakładania tego kremu. Po kilku dniach jednak plamy zniknęły, a cała twarz zaczęła wyglądać zdrowo. Sama Cisotti nie widzi na tym etapie różnicy w działaniu dwóch testowanych kosmetyków.
W trzecim tygodniu spojrzenie w lustro każe postawić plusa przy kremie NIVEA. Skóra po lewej stronie jest jędrniejsza, a zmarszczki mniej widoczne. Gdy po krótkich wakacjach dziennikarka wraca do pracy, prosi koleżanki i kolegów o ocenienie, która strona jej twarzy wygląda lepiej. Wszyscy wskazują na tę, na którą nakładała krem NIVEA.
Czwarty tydzień oznacza utrzymanie się dobrych efektów działania obu kosmetyków. Siostra dziennikarki pyta ją nawet, czy stosowała botoks, a ona sama stwierdza, że będzie czuć się dziwnie, gdy znów będzie rozprowadzać na całej twarzy tylko jeden, a nie dwa rodzaje kremów. Który z produktów okazał się jednak zwycięzcą?

Po eksperymencie
Po tym, jak minął miesiąc od eksperymentu Cisotti ponownie udała się z wizytą do eksperta kosmetycznego. Wynik był jednoznaczny – lewa strona, ta od kremu NIVEA, wyglądała znacznie lepiej. Była odpowiednio nawilżona, mniej zaczerwieniona, a niektóre zmarszczki wokół oczu kobiety przestały być widoczne. Według Miedzianowskiego-Sinclaira skóra dziennikarki wyglądała o 5 lat młodziej niż wskazywał na to jej wiek metrykalny.
Twórczyni eksperymentu przyznaje, że oba kremy sprawiły, że ona sama czuła się świetnie, a jej skóra wyglądała dobrze. Jeśli jednak za ułamek ceny Crème de la Mer mogła kupić skuteczniejszy i wymagający mniej czasu przy nakładaniu krem NIVEA, postanowiła właśnie na niego się w przyszłości zdecydować.
Przeczytaj także: Kolagen natywny DNA i atelokolagen nowej generacji