Kilka miesięcy temu zdecydowałam się na naprawę kanapy. Skontaktowałam się z różnymi podwykonawcami i tak trafiłam na Pana Tapicera. Jowialny facet z brzuszkiem po 60-tce szybko rozprawił się z moim zleceniem. Pomógł mi nawet skręcić szafkę pod TV, za co byłam mu wdzięczna, bo zadanie do łatwych nie należało.
Po niespełna trzech miesiącach zauważyłam, że w kanapie zrobiło się wgniecenie. Zadzwoniłam do Pana Tapicera. Pamiętał mnie, ale nie był zbyt skory do pomocy. Potem wybuchła pandemia i temat się urwał. Na początku czerwca zadzwonił z pytaniem, jak sprawuje się kanapa. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie jestem zadowolona. W trakcie rozmowy trwającej z dobre 20 minut, zapewnił mnie, że sam dopilnuje naprawy. Facet mocno się rozgadał, opowiadał o swojej pracy, a ja z grzeczności nie przerywałam. Przypomniał sobie, że chciałam jeszcze naprawić zabytkowy fotel. Następnym razem, mówię, bo teraz mam inne wydatki. Nie ma sprawy, on to zrobi za darmo, bo jestem „taką fajną osobą”. Nie zgodziłam się, ale Pan Tapicer nalegał, twierdząc, że dla niego to nie problem. A tak w ogóle, to ostatnio kupił sobie Hammera… Po co mi o tym powiedział? Już wtedy zapaliła mi się czerwona lampka, ale to zignorowałam. W sprawie kanapy umówiliśmy się na początek następnego tygodnia. Tego samego dnia wieczorem dostałam sms-a: „Życzę dobrych snów”, co sprawiło, że poczułam się nieswojo. Bo wątpię, żeby miał w zwyczaju wysyłać takie smsy do wszystkich swoich klientów. Przyjaciółka, która akurat u mnie była, krótko podsumowała temat: leci na ciebie. Nie chciałam w to uwierzyć, no już bez przesady! Późną porą następnego dnia przyszedł sms z pytaniem, jak minął mój dzień. Po raz kolejny nie zareagowałam, ale poczułam rosnącą irytację. Ta sięgnęła zenitu w sobotni wieczór, kiedy dostałam sms z życzeniami udanego weekendu. Szlag mnie trafił. Pomyślałam wtedy, co ten człowiek sobie do cholery wyobraża? Czy nie widzi, jakie to wszystko jest niestosowne? Odpisałam, że jestem na kolacji z partnerem. Uznałam, że to musi poskutkować. I poskutkowało tym, że teraz facet konsekwentnie mnie unika.
Moja matka stwierdziła, że strzeliłam sobie w kolano, mówiąc, że jestem w związku. Przyjaciółka, że jestem głupia, bo mogłam tak pokierować sytuacją, że zrobiłby i fotel. Poinstruowała mnie, że dopiero potem mówi się spadaj. Zawsze ostro rozprawiała się z facetami, często traktując ich jak ludzi drugiej kategorii. Ale też nigdy nie miała takiej sytuacji jak ja, a niestety miałam ich aż kilka. Okazuje się, że bycie miłą, otwiera większości facetom klapkę w mózgu, która nakłania ich do uderzania w konkury. Bo skoro jestem taka miła, to pewnie jestem i chętna.
Złości mnie to, że taki facet jest skłonny przypuszczać, że jak odpowiednio wszystko rozegra, to może mu się poszczęści. Co tam, że to nie jego liga. Nie zaszkodzi spróbować. Dla mnie to pełna abstrakcja. Obrzydza mnie to, że śmiał nawet pomyśleć, że mógłby mieć jakąkolwiek szansę.
Kiedyś mój ex, który jest Grekiem – a Grecy mają to do siebie że są dość zaborczy i zazdrośni – wytknął mi, że jestem zbyt otwarta wobec innych facetów. Stwierdziłam, że jest niemądry, bo tylko jestem miła. Czy kiedykolwiek odniosłeś inne wrażenie, zapytałam. Nie, odpowiedział, ale oni mogą tak pomyśleć. Z perspektywy czasu, choć niechętnie, muszę przyznać, że chyba miał rację. I chyba moja przyjaciółka też ma rację, że lepiej być zimną suką. Tyle, że to nie leży w mojej naturze, zostałam inaczej wychowana. Ojciec wpoił mi zasadę: jak dama do chama. Prostackie zachowanie najlepiej zwalczać z klasą. Umówmy się, nie zawsze mi się to udawało, choć się starałam. Ale już mam dość znoszenia umizgów wprawiających mnie w zakłopotanie, które również bywa przez niektórych błędnie interpretowane. Nie wygram, choć nawet nie biorę udziału w grze. Niestety w tej sferze wiele jeszcze musi się zmienić, ale to już zupełnie inna historia.
Przeczytaj także: Pin-up girl – ideał kobiecego piękna stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn