Z punktu widzenia medycyny akademickiej kryzys wieku średniego nie jest przecież ani chorobą, ani innym rodzajem dolegliwości. To raczej zespół zachowań związanych ze stanem psychicznym jednostki. Nie każdy i nie każda przecież w ogóle przechodzi taki stan, a jeśli już się trafia może objawiać się w różny sposób.
Istnieje jeden mianownik wspólny: poczucie upływającego czasu, przekroczenia progu „połowy” życia (co przecież nie jest nigdy wiadome). Dla wielu jest to motor do spojrzenia z dystansu na swoje dokonania, karierę, życie i dokonanie wyboru: co dalej?
Mityczny „kryzys” wieku średniego następuje u każdego inaczej, a tak naprawdę u wielu osób nie pojawia się wcale.
Na rozstaju dróg
Stephen King w „Skazanych na Shawshank” napisał genialne zdanie: „trzeba się zdecydować czy zacząć żyć, czy zacząć umierać.” Choć nie odnosiło się ono do opisywanej przez nas sytuacji, pasuje idealnie. Nadejście granicy czterdziestych urodzin, albo inny zwrotny moment w życiu, w połączeniu z nieustającą przecież pracą naszych hormonów, potrafi niczym kamyczek uruchomić lawinę myśli: „teraz zacznę żyć dla siebie”, „czas zrobić to co zawsze chciałam”, „dość oglądania się na innych”, choć oczywiście nie zawsze kryzys wieku czyni z nas skrajnych egoistów.
Niektórzy stają się melancholikami i melancholiczkami, obserwując stopniowe odejście pokoleń. Najpierw babcie i dziadkowie, potem rodzice, aż wreszcie „zaczynają brać z naszej półki”. To także potrafi być mobilizujący czynnik: w obie strony. Jednych motywuje do zadbania o zdrowie, zmianę nawyków lub rezygnację z wyniszczającej kariery na rzecz spokoju. Inni rzucają się na jeszcze głębsze wody szukając potwierdzenia tego, że „jeszcze mogą”, że „jeszcze są potrzebni.”
To kiedy to jest?
Podstawowym problemem jest określenie kiedy tak naprawdę następuje wiek średni. Od kilku wieków obserwujemy stopniowe wydłużanie się średniego życia człowieka. Kiedyś trzydziestolatkowie mieli już dawno pozakładane rodziny, a dziś wiele osób zaczyna w ogóle rozmowę o posiadaniu potomstwo po trzeciej dekadzie życia.
„Trzydzieści to nowe dwadzieścia”, niedawno usłyszałem podczas rozmowy na spotkaniu towarzyskim. Żyjemy dłużej, a przez to zmienia się kulturowe znaczenie progów wiekowych. To ciekawe, bo de facto medycyna nie wydłużyła nam młodości, a starość. Nasz zegar biologiczny pracuje podobnie jak kiedyś, po prostu zmniejszyła się drastycznie liczba czynników zagrażających życiu.
Tak naprawdę mityczny „kryzys” wieku następuje u każdego inaczej, a u wielu osób nie pojawia się wcale.

Co mówi nauka?
Profesor Nick Haslam z Uniwersytetu Pensylwanii na łamach The Conversation przytaczając wyniki wielu badań zwraca uwagę na fakt, że u psychologów nie ma zgody co do wyznaczenia „punktu kryzysu” na osi wieku. Dodaje jednak, że zmiany późniejszym okresie życia mogą być bardzo pozytywne i podsumowania nie zawsze przynoszą smutek lub desperackie próby odmładzania się.
Inny psycholog, profesor Frank J. Infurna z Uniwersytetu Arizony ostrzega, że momenty progowe w życiu dorosłych są bardzo słabo zbadane, a wpływają na jakość życia i przekładają się na relacje społeczne. Naukowiec zwraca uwagę, że wbrew wyobrażeniom o życiu z osiągnięć wcześniejszej pracy i spokoju osoby wkraczające w ten wiek wciąż muszą walczyć na rynku pracy, udowadniać swoją wartość w domu, w biurze i w wielu innych rolach. Zamiast myślenia o jachcie czy motocyklu trzeba martwić się o swoją pracę czy ratę kredytu.
Z pewnością będzie to wielkie wyzwanie w przyszłości, także dla psychologów. Kryzys wieku jako twór kulturowy zakłada, że do pewnego wieku osiągnęliśmy pewien status i możemy z niego skorzystać. A co jeśli nie? Co jeśli wciąż jesteśmy na początku drogi? W obecnych czasach to pytanie, będzie powracać.
Przeczytaj także: „On już mnie nie chce…” Co zrobić z obniżonym libido dojrzałego mężczyzny?