Pierwszy (i najlepszy!) przygodny seks miałam przed 30-tką, z pewnym pięknym Amerykaninem. Pojechaliśmy do mnie, przez kolejne parę godzin rozmawialiśmy, śmialiśmy się i tańczyliśmy. I kochaliśmy się (tak, zgadza się – kochaliśmy się) do rana. Seks był pełen intymności i pasji. A potem wyjechał, co nadało całemu wydarzeniu dużej dozy romantyzmu (jeśli znacie film „Przed wschodem słońca” doskonale wiecie, o co mi chodzi). Przez kolejne lata kontaktowaliśmy się regularnie, bo bardzo się polubiliśmy. Po takim doświadczeniu czułam się uskrzydlona i pełna energii. Życie singla jawiło mi się jako cudowne i pełne możliwości! Byłam niczym Samantha z „Seksu w wielkim mieście” – robiłam, na co miałam ochotę i nie brałam jeńców. Moja pewność siebie czyniła mnie bardziej sexy, co wzbudzało zainteresowanie facetów. Bardzo szybko zauważyłam, że mogę mieć każdego z nich, wcielając się w odpowiednią rolę – od demonicznej famme fatale po nieco nieśmiałą dziewczynę, która „nigdy wcześniej tego nie robiła”. Im bardziej byłam niedostępna, tym bardziej mnie pragnęli. Nagle wszyscy ci fantastyczni (z małymi wyjątkami) faceci chcieli się ze mną spotykać, bo wiedzieli, że ja nie szukam stałego związku. Niezły paradoks, co?

W pewnym momencie zatęskniłam za czymś trwałym. Ale okazało się, że silna, niezależna kobieta mająca własne zdanie jest pożądana tylko przez mężczyzn, którzy z nią nie są. Najlepiej byłoby mnie poskromić, przywołać do porządku, sprawić bym była bardziej potulna. Uznałam to nawet za zabawne. Coś, co ich do mnie przyciągnęło było zarazem tym, z czym na dłuższą metę nie mogli sobie poradzić. Zaborczy, zazdrośni, niby macho, a jednak tacy niepewni siebie i swojej męskości. Powiedziałam dość i znowu rzuciłam się w wir życia towarzyskiego. Problem w tym, że jednorazowe przygody nigdy specjalnie mnie nie pociągały. Nie byłabym w stanie umówić się z kimś nieznajomym na seks, ale też nie chciałam się z nikim wiązać. Impas. A brakowało mi fizycznej bliskości, intymności, więc zaczęłam intensywnie randkować. I tak przerzuciłam się na romansowanie. To też było związane z niezobowiązującym seksem, ale miało już inny kontekst. Bo umówmy się, przygody na jedną noc są jakieś takie tanie i trochę przypominają fast food. Wychodzisz ze znajomymi się zabawić, wypijasz kilka drinków i zaczyna ci doskwierać głód. I wcinasz wtedy kebaba, którego w innych okolicznościach nigdy byś nie tknęła. Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że potępiam jedzenie fast foodów. Lubię od czasu do czasu zamówić pizzę lub zjeść hamburgera. Ale kluczem w tym zdaniu jest określenie „od czasu do czasu”.
Media społecznościowe i aplikacje randkowe upowszechniły modę na niezobowiązujący seks. Takie wygodne i szybkie rozwiązanie, które wchodzi w nawyk. Po co trudzić się rozmowami, wydawać pieniądze na kolację, jeśli nie wiadomo czy cokolwiek z tego wyjdzie. A tak parę kliknięć i po sprawie. Wszystko OK, jeśli obie strony trzymają się scenariusza i mają świadomość, że to tylko seks. Ale różnie bywa, co świetnie obrazuje historia mojej znajomej, która poznała faceta przez Tindera. Parę razy rozmawiali przez telefon, było fajnie, więc spotkali się i przespali ze sobą. I gość stracił zainteresowanie, bo już dostał, to co chciał. Gdy napisała mu, że jego zachowanie nie jest w porządku, dostała odpowiedź: jesteś dorosła, wiedziałaś, na co się piszesz.
Ale czy na pewno wiedziała? Niektórym trudno oddzielić emocje od seksu, zwłaszcza kobietom. Ma to związek z wydzielaniem oksytocyny podczas stosunku, która potrafi nieźle namieszać nam w głowach. Hormony zmieniają to, jak się czujemy i myślimy. Granice się zacierają, bo ogarniają nas pozytywne emocje, które błędnie interpretujemy jako uczucia do osoby, z którą uprawiałyśmy seks. Dlatego tak trudno pogodzić się z odrzuceniem.

A przecież seks bez zobowiązań właśnie to oznacza – brak zobowiązań. Mimo to wiele osób wchodzi w luźne relacje z alternatywnym planem. To ludzkie. Wszyscy szukamy poczucia bezpieczeństwa, podświadomie pragniemy czegoś więcej, nie chcemy zostać zranieni. Ale nie myślisz o tym w danej chwili, prawda? On jest prawdziwym ciachem, na wyciągnięcie ręki, a ty napalona. Jak szaleć, to szaleć! Gdy już jest po wszystkim, każdy idzie w swoją stronę. Dopiero potem przychodzi refleksja. Tak jak po zjedzeniu ogromnej porcji niezdrowego żarcia. Po co ci to było? Wiesz, że ono ci nie służy i w sumie żałujesz, że to zrobiłaś. Szczególnie jeśli kierowałaś się takimi pobudkami jak dopasowanie się do koleżanek, którym przychodzi to z łatwością, szukałaś zemsty na byłym partnerze czy chciałaś się poczuć bardziej atrakcyjna. I byłaś pod wpływem alkoholu.
Przygody na jedną noc stały się dla wielu doskonałą wymówką do unikania jakiejkolwiek odpowiedzialności za drugą osobę i jej uczucia, sposobem na dobrą zabawę i eksperymentowanie. Wielu facetów właśnie tak zaspokaja swoje poczucie własnej wartości. Maskują niską samoocenę kolejnymi podbojami, które tylko pogłębiają pustkę. Ale najważniejsze, że kumple ich podziwiają i poklepują po plecach, bo zaliczyli kolejną laskę. Kobiety wcale nie są lepsze. Coraz więcej postrzega niezobowiązujący seks jako demonstrację swojej niezależności, mimo że w naszej kulturze nadal są potępiane za wielość partnerów. Wszystko jest dla ludzi, ale warto to robić z głową. Jeśli ktoś stale skacze z kwiatka na kwiatek, może nam podarować coś w bonusie. Jasne, zabezpieczasz się, ale pamiętaj, że prezerwatywa nie chroni cię w pełni przed chorobami wenerycznymi i infekcjami. A złapanie wirusa HPV może mieć większe konsekwencje. Ale dobra, dość tego moralizowania.
Smutne jest to, że niektórzy tak polubili „śmieciowy” seks, że nie są w stanie nawiązać zdrowych, romantycznych relacji. Zapomnieli, że ilość nie przekłada się na jakość. A przecież siła nie tkwi w tym, na ile osób pozostaniemy obojętni, tylko przy kim możemy być sobą i pozwolić sobie na słabość. Dobry i zdrowy seks najlepiej smakuje z kimś bliskim, bo obie strony dążą do wzajemnej satysfakcji, a nie tylko egoistycznego zaspokojenia własnych potrzeb. Każdy ma wybór. Mój polega na rezygnacji z przygodnego seksu, bo ten przesłania prawdziwy obraz drugiej osoby i uniemożliwia jej lepsze poznanie. Za to ułatwia ignorowanie rzeczy, których nie lubimy i które nam się nie podobają, co oznacza, że trudniej jest ustalić, czy dana osoba jest kimś, z kim faktycznie chcemy spędzać swój czas, w którą chcemy „zainwestować” uczucia. Na początek wystarczy zwykła sympatia.
Przeczytaj także: Orgazm u kobiety? Najpierw szczytuje i relaksuje się mózg, później przyjemność odczuwa ciało