Czy fryzjerzy stosują się do zasad narzuconych przez pandemię? Sprawdziliśmy kilka salonów fryzjerskich oraz rozmawialiśmy z klientkami.
Każdy salon umawia wizyty przez telefon lub Internet. Nie można wejść z ulicy z nadzieją, że nikogo nie będzie na fotelu. Poza tym trzeba przyjść punktualnie, a gdy jest się za wcześnie nie można wejść do środka i poczekać. Zakazano korzystania z poczekalni, podawania napojów, przeglądania gazet.
Gdy się spóźnimy, fryzjer odmówi wykonania usługi, ponieważ nie będzie miał czasu dla kolejnego klienta, który przyjdzie punktualnie.
Z naszych obserwacji widać, że klienci stosują się do zaleceń. Chociaż w jednym z salonów w poczekalni siedziała mama, której córka miała obcinane włosy. Wynika z tego, że nie stosuje się tej zasady do członków tej samej rodziny. Mama siedziała na kanapie przez około pół godziny.
Gdy wchodzimy do salonu musimy mieć obowiązkowo maseczkę na twarzy, tak samo fryzjer. Następnie należy zdezynfekować dłonie i podpisać specjalne oświadczenie dotyczące naszego stanu zdrowia. Dostajemy formularz, w którym zaznaczamy, czy mieliśmy jakieś objawy koronawirusa, przeziębienia lub grypy; czy mieliśmy kontakt z kimś chorym lub będącym na kwarantannie; czy podróżowaliśmy do innych krajów lub rejonów Polski, gdzie jest wysoki wskaźnik zakażeń.
Po wypełnieniu formularza możemy usiąść na fotelu, który musi być zdezynfekowany, tak samo jak nożyczki oraz inne akcesoria. Po umyciu włosów, fryzjer zakłada nam jednorazowy ręcznik, co jest już raczej standardem i nie korzysta się z ręczników wielorazowych.

Od strony klienta sama usługa niewiele się różni od tej sprzed czasu pandemii. Cięcie, farbowanie oraz inne zabiegi na włosy nie niosą ze sobą żadnych zmian. To fryzjer ma obowiązek zadbać o bezpieczeństwo klienta.
Czy wszystkie salony stosują się do tego? Spotkaliśmy się z przypadkami, gdy fryzjerzy nieco „nagięli” zasady – podano klientce wodę (było bardzo gorąco tego dnia) podczas bardzo długiej wizyty. W razie kontroli zalecono, aby powiedzieć, że klientka przyniosła swój kubek z domu.
Z kolei jedna z klientek innego salonu nie chciała założyć maseczki. Fryzjer zgodził się na wykonanie usługi, ale z zastrzeżeniem, że w razie kontroli z sanepidu trzeba maseczkę mieć „w pogotowiu”.
Widać, że fryzjerzy przymykają oko na niektóre zasady, aczkolwiek dużo ryzykują, gdyż to klientki mogą same zgłosić, że dany salon nie stosuje się odpowiednio do zasad. Czy niezadowolona z usługi klientka może szantażować fryzjera, który nie przestrzega zaleceń?
Darmowa fryzura albo skarga? Jak myślicie?
Przeczytaj także: Jak oszczędzać pieniądze w czasach po lockdownie?