Zmienne zdanie na temat maseczek
– Maseczki nie pomagają, nie zabezpieczają przed wirusem, one nie zabezpieczają przed zachorowaniem. Nie wiem, po co ludzie je noszą. – mówił pod koniec lutego Minister Zdrowia Łukasz Szumowski. Skąd w takim razie diametralna zmiana w stanowisku polskiego resortu zdrowia w ciągu półtorej miesiąca? Zapytany o to na antenie radia TOK FM Szumowski odpowiedział: – Maseczki nie chroniły nas kiedyś i nie chronią nas dzisiaj. Pomagają w zupełnie innym aspekcie. – enigmatycznie skwitował Minister. Wcześniej mówiło się, że maseczki powinny nosić jedynie osoby chore, jednak szybko okazało się, że wirus rozprzestrzenia się również u osób bezobjawowych oraz tych, które objawów, pomimo zakażenia, jeszcze nie wykazują. Oficjalnie, maseczka ma stanowić dodatkową warstwę ochronną, zapobiegać dotykaniu twarzy brudnymi rękoma oraz być wizualnym przypomnieniem o zasadzie zachowania dystansu społecznego.
Maseczkowy czarny rynek
Błyskawicznie, od momentu ogłoszenia obowiązku w mediach, w sklepach zaczęły się pojawiać domowo wytwarzane maseczki. Praktycznie na każdym rogu, czy to w aptece, czy w sklepie odzieżowym, czy w pościelowym, na szybach znalazły się kartki z napisem „MASECZKI”. Większość z nich była domowej produkcji, bez atestów, bez kontroli produkcji, często nawet o kiepskim wykonaniu. Mimo wszystko długo rozchodziły się jak na pniu. A jako towar deficytowy osiągały niesamowite ceny – jednorazowe maseczki (kiedyś kosztujące grosze) teraz osiągnęły cenę nawet do 15 zł za sztukę, aktualnie utrzymują się na poziomie 6 zł. Maseczki bawełniane, wielokrotnego użytku, doszły do kwoty 12 – 15 zł za sztukę. Internet zalała fala tutoriali „Jak uszyć maseczkę”. Niestety, jak się okazuje, te domowe wytwory mogą spowodować więcej problemów, niż mogłoby się wydawać.

Tragedia osób z problemami z oddychaniem i układem krążenia
Najczęściej spotykaną formą maseczki są dwie warstwy zszytej bawełny. Ta wersja jest zdecydowanie lepsza, jeśli chodzi o umożliwianie oddychania (w porównaniu do niektórych maseczek tworzonych np. z worków do odkurzacza lub sztywnego płótna). Jednak nawet ona może powodować niesamowite problemy dla wielu osób. Po pierwsze, ograniczenie tlenu osobom chorym na serce może przyspieszyć gwałtownie ryzyko wystąpienia zawału. Osobą chorym na cukrzycę brak możliwości swobodnego oddychania zwiększa cukier we krwi i doprowadza do utraty świadomości, a chorym na raka – zmniejsza ilość tlenu potrzebnego w komórkach zdrowych, co w konsekwencji zwiększa ilość komórek rakowych. Oczywiście, nie możemy tu zapomnieć o osobach z problemami układu oddechowego. Alergicy, astmatycy, osoby w wrodzoną niewydolnością płuc – pomimo bycia w grupie ryzyka zachorowania na koronawirusa dodatkowo ich organizm obciążany jest każdego dnia przez noszenie maseczki. Zaczynają chorować nagminnie, przez co trafiają do szpitala gdzie najłatwiej złapią COVID-19. Dodatkowo, przez nieodpowiednie dbanie o higienę maseczki, wiele osób może nabawić się różnego rodzaju alergii, opryszczki czy uczuleń.
Czy one w ogóle pomagają?
Niestety, zwykłe maseczki bawełniane, nawet dwuwarstwowe, nie ochronią nas przed wirusem. Tak samo w przypadku cienkich maseczek z flizeliny. Oczywiście, ograniczają ryzyko przeniesienia się choroby drogą kropelkową, jednak jedyne maseczki skuteczne w walce z koronawirusem, to te z filtrem N95. Te maseczki zarezerwowane są dla służby zdrowia i tak powinno pozostać. Tak, jak wspomnieliśmy wcześniej – maski mają zapewnić dodatkową barierę ochronną, powstrzymać dotykanie twarzy rękoma oraz podtrzymać wrażenie zachowania dystansu społecznego.