Bez szans. Tak często określają swoją pozycję mężczyźni, którzy znajdują się w związku z córeczką mamusi. Często ignorując wczesne oznaki wplątują się w relację z bagażem ograniczeń, deficytów i traum jeszcze jednej, dodatkowej osoby. Gdy w grę wchodzi mocna ingerencja zaborczej matki, o bezpośredniej i szczerej komunikacji możemy zapomnieć. Mama, przez nieodciętą mentalną pępowinę, która łączy ją z córką, pompuje swoją przeszłość, swoje nawyki i przekonania. Tak jest na przykład w przypadku wspólnych ustaleń – po rozmowie z matką córka zachowuje się, jakby wszystko postanowione wcześniej nie istniało i przedstawia całkowicie inne poglądy. Zdarza się też, że ustalenia w związku nie są przeprowadzane w zdrowy sposób – między dwójką partnerów, a między córką i matką. Wyłączony z dialogu mąż czuje się, jakby zaspokajał potrzeby nie swojego związku a wyobrażenia teściowej.
Dochodzi również do mieszania się w sferę intymną. „Jak wyrzucisz go z łózka, to od razu zmięknie”. Uzależnienie od matki można rozpoznać od razu – w momencie konkretnej sytuacji partnerka nie zachowuje się spontanicznie, najpierw naradza się z matką, często tworząc dystans i separacje. Dochodzi do wielu kłótni ponieważ ona nie widzi w tym problemu a on ma dość słuchania padających z jej ust sformułowań, których nigdy wcześniej by nie użyła. Tak samo jest w przypadku dzieci – to teściowa decyduje, kiedy nadchodzi właściwa pora, czy jedno wystarczy czy może więcej. Stosuje przy tym szantaż emocjonalny „na wnuka”. Niestety, pomimo dobrych intencji często na siłę stara się przetoczyć swoje, odrobinę już przeterminowane, wartości nie starając się nawet dostosować ich do dzisiejszych realiów i potrzeb. Takie zachowanie w związku niestety powoduje rosnące poczucie bycia manipulowanym i narastającą złość, która zdecydowanie podkopuje wzajemne zaufanie.

Jak wygląda sytuacja w przypadku synusia mamusi? Teściowa bardzo często nie jest zadowolona z jego wyboru. Uważa, że ona nie jest jego warta, mógł trafić lepiej, ona zna lepszą dziewczynę dla niego, ta na pewno leci na kasę. Pewnie jest leniwa, puszczalska, nie umie prowadzić domu. W tej sytuacji chodzi bardziej o pokazanie próby dominacji w stadzie. Matka z całych sił chce zademonstrować wchodzącej do rodziny młodszej kobiecie gdzie jest jej miejsce. Odnosi się do niej z niechęcią, rezerwą, traktuje ją protekcjonalnie. Uważa, że jej syn, jej oczko w głowie zasługuje na kogoś znacznie lepszego.
Co robi w takiej sytuacji „synuś”? Oczywiście nie sprzeciwia się matce. Silna więź i uniezależnienie mężczyzn wobec ich matek to nie jest nowość. Absolutnie nie odważyłby się podważyć jej zdania bo przecież „mama chce dobrze”. Jednak mama wcześniej podda w wątpliwość wszystko, niż przyzna, że stojąca przed nią synowa to po prostu zakochana kobieta. Często stosuje wysublimowane, praktycznie niemożliwe do wyłapania gołym okiem, zabiegi angażujące syna na 120 proc. w swoje życie. Tak długo, jak nie zostanie mu już czasu i sił na nową kobietę. Oczywiście – nie możemy jej odmówić prawa poznania jego nowej partnerki ale który facet nie usłyszał od swojej matki „tego kwiatu jest pół światu”?
Niestety, zdaniem matek wszystkie tego typu zachowania dyktowane są troską o swoje potomstwo i chęcią podzielenia się swoim doświadczeniem. Tylko czy wtrącanie się w decyzje dwójki dorosłych ludzi częściej nie powoduje zachwiania ich równowagi i obdziera ich z możliwości rozwoju na własną rękę? „Dobre rady” w małych ilościach są rzeczywiście nieocenione lecz kiedy stają się rutyną, ba – codziennością w związku, wzmacniają tylko lęk, dystans między partnerami i poczucie niepewności i izolacji. Jak najlepiej rozwiązać ten problem? Synowie i córki muszą postawić na szczerą rozmowę i szacunek do świętości ich własnego ekosystemu. A matki muszą zyskać dostęp do innych sposobów wyrażania troski (np. opieka nad wnukami), które sprawią, że będzie czuła się potrzebna i nieodsunięta od życia swoich dzieci.
Przeczytaj także: Miłość w czasach koronawirusa
