
A szkoda, bo właśnie w tym mieście, zupełnie przypadkiem, wpadłam na świetne SPA, zlokalizowane w bardzo interesującym obiekcie, należącym do programu Heritage Hotels Poland (sieć hoteli – zamków/pałaców, na temat której zresztą konieczne będzie popełnienie osobnego tekstu) czyli w Hotelu Zamku Lubliniec. Obiekt ten całkowicie zaspokoił moje absolutnie różne potrzeby – miłość do obiektów historycznych, chęć zapewnienia sobie świętego spokoju, pasję obżartucha, domagające się uwagi stopy, luksus posiadania łazienki z oknem i głód poszukiwacza ciekawych prezentów.
Historia w tle i luksusy
Obiekty historyczne interesują mnie od zawsze i nieodmiennie. Najlepiej zaś jeśli są pałacami albo zamkami, nawet zrujnowanymi. Nie odpuszczam nigdy zaglądnięcia do takowych, stąd też niemożliwością byłoby pominięcie zamku wzmiankowanego w źródłach historycznych już pod koniec XIV w., z późniejszą bogatą historią. Oczywiście w chwili obecnej z dawnych czasów niewiele już pozostało, niemniej jednak wyobraźnia pozwala przechadzać się po tym, niewątpliwie nowoczesnym już obiekcie, tak jakby stąpało się we mgle zamierzchłych czasów. Przed oczyma duszy zamienić można obecne wygodne pokoje hotelowe na przestronne komnaty dawnych właścicieli.
Ba, można mieć dwa w jednym – powiew historii i wszelkie udogodnienia naszych czasów – naszła mnie ta konstatacja w łazience naszego pokoju, albowiem siłą rzeczy była ona miejscem, które wygospodarowano na potrzeby klientów hotelu. Dawno, dawno temu wyczytałam gdzieś, że posiadanie łazienki z oknem jest swoistym luksusem (bo tylko w obiektach o większych powierzchniach można to pomieszczenie zlokalizować tak, aby dochodziło do niego światło dzienne, w lokalach małogabarytowych zazwyczaj lokalizuje się łazienkę wewnątrz, aby zaoszczędzić na dostępie do światła), a to okno było wyjątkowo przestronne i z pięknym widokiem na park. Tym samym zresztą czas korzystania z łazienki wydłużał mi się dodatkowo o momenty zachwytu…
Święty spokój – bezcenny
… najtrwalszym bowiem wrażeniem, które zachowało się we mnie z tego pobytu, był absolutnie święty spokój wyglądający z każdego kąta. Pomimo zlokalizowania w zasadzie w centrum miasta, zamek otoczony jest ogrodem, który izoluje od wszelakiego miejskiego zgiełku. Miejsca do wypoczynku znajdują się tak przed, jak i za zamkiem. Restauracja zorganizowana jest w taki sposób, że przepyszne posiłki można zajadać w ogrodzie właśnie, siedząc w wygodnych fotelach w towarzystwie uroczych królików chętnie chrupiących podrzuconą marchewkę (jakie one były milusińskie!). A to co na talerzu nie dość, że jest smaczne, to wygląda uroczo w sposób proporcjonalny do smaku.


No i wreszcie samo SPA
Nie jakieś szczególnie duże, ale znajdujące się w starych piwnicach, co, jak dla mnie, dodaje mu ogromnego uroku. Bardzo przyjaźnie skomponowana strefa wellness i pomysłowo usytuowane gabinety wywołują dodatkowe poczucie przytulności. Na 90 % jest pewne, że korzystając ze SPA, skorzystam z jakiegoś rodzaju masażu, i tak też było, w tym jednak przypadku bardziej utkwił mi w pamięci zabieg SPA dla stóp. Sześćdziesięciominutowy, wykonany bardzo profesjonalnie i bardzo dokładnie, z czym jak się zdołałam już przekonać, różnie bywa. Było tak błogo, że prawie usnęłam na fotelu. Reszta towarzystwa w tym czasie wizytowała bulgoty (czyli wiadomo – jaccuzi), sauny i ścieżkę wrażeń.
Też miałam się na ścieżkę wybrać, ale finalnie jako miłośnik ciepła skonstatowałam, że mój wygodnicki organizm nie chce doznać nagłej zmiany temperatur fundowanej przez chłodny prysznic w trakcie ścieżki (zwłaszcza po wspaniałym ciepełku zabiegu na stopy). Towarzystwo moje natomiast było takimi doznaniami zachwycone i nawet padła koncepcja powtórzenia tej atrakcji. Na koniec zabiegów, przeglądając materiały reklamowe, odkryłam jeszcze kosmetyki piwne firmy Saela, które w późniejszym czasie okazały się sprytnym konceptem prezentowym, zwłaszcza dla męskiej części prezentoodbiorców, z którego korzystam do dziś.

I jeszcze bonusik
Na koniec pobytu pożegnano nas zaś voucherem zniżkowym na skorzystanie w ciągu kolejnego roku z pobytu w innym miejscu zrzeszonym w programie Heritage Hotels. Jest to oczywiście pokusa dla takich klientów jak ja, którzy na hasło „zamek” pędzą tam w absolutnej gotowości bojowej do zwiedzania i korzystania z pozostałych atrakcji.
Przeczytaj także: La belle époque, czyli SPA wakacje w Czarnym Potoku


