Zniecierpliwione nakazami społecznego dystansu i zamkniętymi salonami bogate mieszkanki Unii Europejskiej znalazły sposób, jak obejść system.
Na wizytę do fryzjera latają do… Szwecji. W tym kraju mogą swobodnie skorzystać z usług otwartych fryzjerek i kosmetyczek – informują szwedzkie media.
– Kobiety z Europy przyjeżdzają do nas, gdyż w ich krajach punkty usługowe zostały zamknięte. Odwiedzają nas, aby obciąć włosy i zrobić paznokcie, zjeść w restauracji, a wieczorem poimprezować – powiedziała szwedzka fryzjerka Sofia w wywiadzie dla „Aftonbladet”.
Jedna z jej klientek, na swój bilet lotniczy wydała około 1800 euro (ok. 8100 złotych). Nie jest to rzadki incydent. Wiele bogatych kobiet w pogoni za luksusem korzysta z faktu, że jedyne obostrzenia wprowadzone do tej pory w Szwecji to zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób.
Szweckie władze uważają, że zamiast zakazów wystarczą zalecenia, a społeczeństwo samo będzie starać się zachować dystans. Ich granice otwarte są dla mieszkańców Unii, swobodnie mogą wjeżdżać także mieszkańcy Szwajcarii, Norwegii czy Islandii.
W Malmoe, znajdującym się na południu Szwecji mieście, „turystyka kosmetyczka” przyjęła charakter bardziej sąsiedzki – tamtejsze salony i restauracje odwiedzają Dunki z pobliskiej Kopenhagi.
Dla pragnących pilnego farbowania włosów Polek mamy dobrą wiadomość – bilety z naszego kraju są znacznie tańsze. W jedną stronę z Warszawy zapłacimy już od 120 do 230 zł.
Jak wygląda sytuacja z wyjściem do fryzjera w Polsce? Część kobiet decyduje się na wizytę „w podziemiu” – odwiedzają kosmetyczki i fryzjerki w nielegalnie otwartych zakładach lub w ich domach. Z czym wiąże się taka wizyta? Oprócz nowej fryzury klient dostaje mandat na 5000 zł (dla fryzjera 30 000 zł) i dwa tygodnie kwarantanny w pakiecie.
Przeczytaj także: Jak może wyglądać branża beauty po pandemii? Wykończy ją Internet?
